W ósmym biegu dnia Kacper Łobodziński zaczepił o tyle koło motocykla Olega Michaiłowa i stracił kontrolę nad maszyną. Uderzył w bandę prostopadle, nie mając szans na reakcję. Wyrwał jej kilka elementów i padł na tor. Nie od dziś wiadomo, że upadki po tzw. obcierce są niezwykle groźne. - Najgorsze z możliwych - mówił kiedyś Piotr Świst. Wówczas żużlowiec całkowicie traci władzę nad motocyklem i leci tam, gdzie ten go poniesie. Na szczęście, mimo wielkiej siły uderzenia, młodzieżowcowi nic zagrażającego życiu się nie stało. Zajście wyglądało jednak strasznie, a publiczność zamarła. Podobnie zresztą, jak telewidzowie. Przerażeni byli także działacze OK Bedmet Kolejarza. - Wypadek wyglądał dramatycznie i serce mi stanęło. Ale od razu pobieglem do Kacpra na tor, żeby zobaczyć jak faktycznie wygląda sytuacja. Na szczęście był przytomny. Uskarżał się tylko na ból barku. Po konsultacji lekarskiej i wstępnych badaniach zapadła decyzja o przewiezieniu Kacpra do szpitala na szczegółowe badania. Trwało to kilka godzin. Badania te wykazały złamanie łopatki, na szczęście bez przemieszczeń, a także skręcenie części lędźwiowej kręgosłupa. Patrząc na to jak ten wypadek wyglądał, to urazy wydają się naprawdę niewielkie. Kacpra teraz czeka rehabilitacja i powrót do pełni sił. Może to potrwać nawet od 3 do 6 tygodni. Liczę jednak na to, że będą to trzy tygodnie i Kacper wrócić do nas do drużyny - mówi menedżer drużyny, Piotr Mikołajczak. Tragiczne skojarzenia Nie da się ukryć, że upadek Łobodzińskiego do złudzenia przypominał ten Lee Richardsona z 13 maja 2012, kiedy to były mistrz świata juniorów zginął na torze we Wrocławiu. Zawodnik Stali Rzeszów także zahaczył o rywali (najpierw o Fredrika Lindgrena, później o Tomasza Jędrzejaka). Jeszcze na torze wydawało się, że skończy się najwyżej na złamaniach, ale po kilkudziesięciu minutach nadeszła tragiczna wiadomość ze szpitala. Lekarzom nie udało się uratować życia Richardsona, a środowisko żużlowe pogrążyło się w żałobie. Nikt nie spodziewał się, że tak się to skończy. Żużlowiec miał jednak urazy wewnętrzne, których prawdopodobnie w porę nie wykryto. U Łobodzińskiego doszło do złamań, które należy oczywiście szczegółowo wyleczyć, ale biorąc po uwagę to, jak wyglądał upadek i banda po tymże upadku, należy mówić o ogromnym szczęściu. Młody zawodnik z pewnością jest twardy i szybko wróci na tor, ale jego kraksa jeszcze przez jakiś czas będzie siedzieć w głowach kibicom z Opola. Pytanie, jak ta sytuacja wpłynie na psychikę żużlowca. Mówi się, że prawdziwą wartość danego zawodnika poznaje się po pierwszym poważnym upadku. W przypadku Kacpra ten pierwszy jest już zaliczony. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź