Pantery z Oxfordu stworzyły spory kawał historii angielskiego speedwaya - mają na koncie 6 medali Drużynowych Mistrzostw Wielkiej Brytanii, w tym aż 5 złotych! Ostatni raz triumfowali na krajowym podwórku w 2001 roku. Wówczas nikt nie spodziewał się jeszcze, że zaledwie 6 lat później słynne uniwersyteckie miasto zniknie z mapy żużlowe świata na ponad 14 sezonów. Gdyby Karol Stasburger zapytał uczestników swego turnieju z czym najbardziej kojarzy im się Oxford, z pewnością najlepiej punktowaną byłaby odpowiedź: "renomowana uczelnia", wysoko na tablicy uplasowałyby się także historyczne regaty wioślarskie, w których jej studenci mierzą się z odwiecznymi rywalami z Cambridge. No, chyba że większość ankietowanych okazałaby się fanami czarnego sportu. Wówczas, każdy z nich odpowiedziałby zapewne "Hans Nielsen". "Profesor z Oxfordu" - jak zwykło się o nim mówić - zawdzięcza swój pseudonim nie tylko inteligentnemu stylowi jazdy i ogromnemu doświadczeniu, ale właśnie 6 latom startów w barwach Panter. - Jestem niemalże pewny tego, że Pantery powrócą do domu w przyszłym sezonie. Oczywiście, może stać się coś nieprzewidzianego, ale z pewnością jesteśmy na dobrej drodze do odbudowy żużla w mieście - powiedział brytyjskiemu dziennikarzowi Robertowi Peasleyowi menedżer oksfordzkiego stadionu David Lestrade. - W pierwszej kolejności musimy jednakże zająć się torem do wyścigów dla psów ze względu na to, jakie przynoszą one obroty finasowe. Powinien on być otwarty w grudniu. Pozostałe obiekty planujemy otworzyć później, ale wszystko wskazuje na to, że zdążymy to zrobić przed rozpoczęciem sezonu żużlowego. Być może niektórzy z polskich kibiców są zdziwieni takimi słowami, ale w Wielkiej Brytanii wyścigi psów przyciągają na trybuny więcej kibiców niż żużlowe. Ci fani znad Wisły, którzy przyjeżdżają do Anglii obejrzeć speedway bardzo często zwracają uwagę na rozkopane przez ścigające się czterołapy pasy bezpieczeństwa. Informacja o powrocie Panter jest dla miłośników żużla wspaniałą nowiną. Tym bardziej, że w ostatnich dniach z Wysp Brytyjskich docierały do nich o wiele mniej optymistyczne wieści. Jak ta, która dotarła do Polski w tym tygodniu - o zniknięciu z mapy speedwaya klubu Newcastle Diamonds.