Wszystko przez to, że Unia Tarnów rzutem na taśmę podpisała umowy z Arturem Mroczką i Kimem Nilssonem. Obaj mają być zabezpieczeniem na wypadek kontuzji i przynajmniej na początku - zawodnikami oczekującymi. Taki zresztą przekaz płynie od władz klubu. Z drugiej zaś strony Artur Mroczka w rozmowie z nami mówił, że ma zapewnienie prezesa Łukasza Sadego, że na wiosnę może powalczyć o skład ze wszystkimi zawodnikami na równych zasadach. A to sprawia, że w najmniej korzystnym położeniu znalazł się Ernest Koza. Wychowanek Unii kontrakt podpisał jako pierwszy i do najdroższych zawodników z całą pewnością nie należy. Miał mieć pewne miejsce w składzie, bo w minionych rozgrywkach zwyczajnie się sprawdził i zasłużył na jeszcze większe zaufanie. Zakładając jednak, że Mroczka solidnie przygotuje się do sezonu, to znając jego potencjał, nie stoi na przegranej w walce o miejsce w składzie. A rywalizować będzie ze wspomnianym Kozą i Pawłem Miesiącem. Ten drugi na papierze wydaje się być liderem krajowej formacji. Dlatego znów wracamy do Kozy, bo to on najbardziej może obawiać się ewentualnej presji ze strony napierającego Mroczki. Za Kozą na pewno stać będą kibice, którzy chcieliby, aby wychowanek miał miejsce w składzie. Oczywiście nikt nie zakłada, że żużlowiec wypadnie z drużyny, ale na pewno musi liczyć się z presją i jeszcze bardziej starać się na treningach, aby nie ustępować czyhającym za plecami kolegom. Z całej siódemki najniżej stoją akcje Kima Nilssona. Zakładając, że Szwed utrzyma formę z sezonu 2020, to raczej ma nikłe szanse, aby znaleźć się w składzie meczowym. W tej sytuacji w grę będzie wchodziło wypożyczenie. Najpewniej do II- ligowego klubu.