Leszno to niewielkie miasto, w którym żyje niecałe 60 tysięcy mieszkańców. To właśnie tu w XXI wieku działacze Unii stworzyli potwora, który zdominował polski żużel. Nie potrzebowali do tego wcale dużych pieniędzy. To wychowankowie byli ojcami sukcesów leszczynian. To im się zwróciło W Lesznie od zawsze kładzono ogromny nacisk na szkolenie młodych zawodników. W ubiegłym stuleciu kluby żużlowe tylko i wyłącznie bazowały na swoich wychowankach. Unia święciła wówczas wielkie sukcesy, lecz na przełomie wieków wpadła w ogromny kryzys. Po wielu chudych latach wróciła do walki o najwyższe cele, a także na tron. W ostatnich kilkudziesięciu latach mało komu udawało się tak zdominać ligę, jak to zrobili 18-krotni mistrzowie Polski. W latach 2015-2020 pięciokrotnie zdobywali mistrzostwo Polski. Od 2017 roku ich seria wynosiła cztery tytuły z rzędu, co było niewiarygodnym osiągnięciem. Polityka klubu opierała się przede wszystkim na wspomnianych wychowankach. Do tego zakontraktowano kilku czołowych zawodników na świecie i klub otrzymał miano hydry. Nie byli najbogatszym klubem Często się mówi, że same nazwiska i pieniądze nie jeżdżą i tak też było w tym przypadku. Choć może być to dla niektórych szok, to leszczynianie nie mieli w tym czasie największego budżetu w PGE Ekstralidze. W obecnych czasach to głównie najbogatsze kluby rozdają karty, lecz jeszcze parę lat temu nie do końca tak to wyglądało. Budżet Unii wahał się od 8 do 10 milionów złotych. Jeśli chodzi o finanse wszystkich klubów, to był to wówczas średni wynik. Mimo tego działaczom udało się mądrze wydać te pieniądze i los im się odpłacił.