Trwa walka o Mateusza Cierniaka. Jeszcze nie ogłosił on odejścia z Unii Tarnów, ale ekstraligowe kluby mocno o niego rywalizują. Nic dziwnego, bo zawodnik wyróżnia się wśród swoich rówieśników, ma żużlowe geny (tata Mirosław jeździł i to całkiem dobrze) i w przyszłości może być naprawdę mocnym punktem każdego zespołu. Wpierw trzeba go jednak przekonać, żeby opuścił Tarnów, a to, wbrew pozorom, wcale takie proste nie jest. Przekonała się o tym rok temu Betard Sparta. Teraz nad transferem Cierniaka mocno pracuje Motor Lublin. To właśnie tam, tak wynika z naszych ustaleń, młodzieżowiec wynegocjował 300 tysięcy za podpis i 4000 złotych za punkt. Problem w tym, że przy obecnym cenowym szaleństwie to nie są jakieś wygórowane stawki. Sparta, która kilka dni temu włączyła się do gry o Cierniaka, spokojnie może wyłożyć te same pieniądze, a nawet coś jeszcze dorzucić. W końcu jest w potrzebie. W przypadku Cierniaka jednak nie tylko kasa ma znaczenie. Mateusz najpewniej pójdzie tam, gdzie doradzi mu tata. On ukształtował go jako zawodnika, a teraz pomaga mu w karierze. Jest jego mechanikiem i menedżerem. Żeby poznać odpowiedź na pytanie, czy to będzie Motor, czy Sparta, to trzeba by wejść do głowy pana Mirosława albo zwyczajnie zapytać go, jak wspomina swoje lata w Sparcie, bo przecież tam jeździł i współpracował z prezesem Andrzejem Rusko. Rok temu, choć było blisko, Cierniak ostatecznie odrzucił propozycję z Wrocławia i został w Tarnowie. Teraz bliżej mu chyba do Lublina, ale Wrocław kusi. Swoją drogą Motor mając parę: Cierniak, Wiktor Lampart na pewno będzie wyglądał dobrze na papierze. Dla Sparty, która ma Przemysława Liszkę, Mateusza Panicza i braci Curzytków to też byłaby wartość dodana. Słyszymy jednak, ze jeszcze w tym tygodniu rozmowy ostatniej szansy w Tarnowie, więc nie można wykluczyć, że PGE Ekstraliga znowu obejdzie się smakiem.