Sebastian Zwiewka, Interia: W debiutanckim sezonie w polskiej lidze prowadzona przez pana drużyna wywalczyła sobie udział w play-offach 2. Ligi Żużlowej. To duży sukces. Sławomir Kryjom, menedżer Trans MF Landshut Devils: Wiadomo, że tak. Myślę, że po tym niemrawym początku jednak udało nam się zrealizować ten zakładany przez sezonem cel. Wszyscy w Landshut są zadowoleni - mam na myśli klub, zarząd, sponsorów oraz kibiców. Dosyć pewnie awansowaliśmy do tych play-offów, pomimo kiepskiego początku. Tylko przypomnę, że przegraliśmy trzy pierwsze mecze. Doskonale wiedzieliśmy z kim jechaliśmy. Bo byliśmy na wyjazdach w Daugavpils i w Rawiczu, przegraliśmy też w pierwszym spotkaniu u siebie z zespołem z Opola. Można powiedzieć, że mieliśmy bardzo trudny początek. Suma sumarum udało się z tego wyciągnąć coś fajnego. W drugiej części sezonu jechaliśmy już bardzo dobrze, czego efektem było miejsce w pierwszej czwórce. Jak przychodził pan do klubu, to zarząd postawił przed panem jasny cel - awans do play-off, czy jednak po prostu drużyna miała bawić się żużlem i przejechać sezon na spokojnie? Absolutnie takiej presji ze strony zarządu nie było. Debiutancki sezon w Polsce był sporym wyzwaniem także dla klubu, bo zaczął funkcjonować według polskiego rytmu, czyli od meczu do meczu. Praktycznie co tydzień coś się działo i przede wszystkim o to chodziło biorąc pod uwagę jak organiczone zostały rozgrywki Bundesligi. Landshut nie chciało tracić ani swoich kibiców, ani pozyskanych sponsorów. Decyzją zarządu dołączono do polskiej ligi, żeby klub mógł dalej funkcjonować w sporcie żużlowym. Moim zdaniem była trafiona w 100 procentach. Sezon trudny, gdyż trzeba było dostosować się do jazdy w Polsce, ale decyzja była dobra. Awans do eWinner 1. Ligi wchodzi w grę? Patrząc na to, co zrobiliście kilka dni temu z Metaliką Recycling Kolejarzem Rawicz, wcale nie jest on taki niemożliwy do wykonania. Powiem tak - wspólnie z Klausem Zwerschiną mamy taką filozofię, że nie myślimy dalej niż kolejny mecz. Nie chcieliśmy zakładać na początku sezonu tej fazy play-off, po prostu chcieliśmy bawić się żużlem i zbierać jak najwięcej punktów. Uzbieraliśmy ich 19, z czego aż pięć bonusów. Tak naprawdę to mamy rachunki do wyrównania z OK Bedmet Kolejarzem Opole, oczywiście mówiąc pół żartem, pół serio. Zobaczymy, czy będzie nam dane spotkać się jeszcze w tym roku. Najpierw musimy odjechać trzydzieści biegów w półfinale. Ten dwumecz zadecyduje o tym, czy będzie okazja do rewanżu. Awans? Z tego co widzę, to klub organizacyjnie i finansowo jest w stanie sobie z tym awansem poradzić. My ze strony sportowej tak daleko nie patrzymy, ponieważ to pierwszy, debiutancki sezon. Interesuje nas mecz 5 września z Rawiczem, później będziemy się martwić rewanżem. Tak to działa. A co stało się w tym ostatnim meczu? To wy byliście tacy mocni, czy rawiczanie tacy słabi (64:25). Powiem szczerze, że trudno to ocenić. Kolejarz nie mógł skorzystać z zawodników, którzy na co dzień jeżdżą w barwach Fogo Unii Leszno ze względu na to, że leszczynianie w tym samym dniu jechali z wrocławianami. Dodatkowo niewiarygodny był występ Damiana Balińskiego - cztery defekty. Nie pamiętam takiego meczu, a znam się z Damianem wiele lat. Moim zdaniem mecze w play-offach nie będą tak wyglądać, Rawicz ma mocnych zawodników. Jak spojrzymy na ich pozycję w tabeli, to dość szybko zapewnili sobie miejsce w czwórce. Pokonali też drużynę z Opola, na pewno są mocni. Czyli przed play-offami nie spoczywacie na laurach po tej wysokiej wygranej? Ten mecz absolutnie nie uśpił naszej czujności. Już na antenie Motowizji mówiłem, że awansowaliśmy do play-offów nie po to, żeby być tam turystami. Do Rawicza nie pojedziemy na wycieczkę, na pewno nie przejdziemy obok tych spotkań. Mamy plan, który zaczęliśmy realizować jeszcze przed tym meczem, bo było duże prawdopodobieństwo, że w ciągu dwóch tygodni ponownie się spotkamy. Nie wszystkie karty zostały odkryte, będzie zażarta walka o każdy punkt. Myślę, że trochę zdenerwowaliśmy zawodników z Rawicza, którzy nam nie odpuszczą i będą chcieli się odgryźć za mecz w Landshut. Kto będzie dla pana drużyny wygodniejszym rywalem w ewentualnym finale ligi? Gdybyśmy mieli popatrzeć na mecze odjechane w rundzie zasadniczej, to oczywiście wygodniejszym przeciwnikiem byłby Lokomotiv Daugavpils, natomiast uczciwie trzeba powiedzieć, że jeśli chcesz być najlepszy w lidze, to musisz pokonać każdego rywala. Jeśli będzie nam dane wystartować w finale, rywal nie ma znaczenia. Pojedziemy na maksa. Opolanie dysponują bardzo dużą siłą rażenia, mają bardzo dobrych zawodników. Daje się to odczuć. Jechaliśmy z nimi pierwszy mecz u siebie w sezonie i zostaliśmy strasznie zlani. Chcielibyśmy o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie wszystko poszło po naszej myśli organizacyjnie, w tym sensie że w nocy przed meczem spadło bardzo dużo deszczu, który kompletnie zmienił warunki torowe, do których byliśmy przygotowani. Opolanie szybciej znaleźli receptę na ten tor. Jak my się zorientowaliśmy, to był już jedenasty wyścig. Spotkanie z wieloma wnioskami do wyciągnięcia. Jeśli przyjdzie raz jeszcze nam się spotkać, wtedy już tak gościnni nie będziemy. Zgodzi się pan z tym, że nic nie musicie, tylko możecie namieszać? Tak jak mówiłem - my do Rawicza czy na żaden inny mecz, nie jedziemy na wycieczkę. Pojedziemy na maksa, zobaczymy na ile to wystarczy. Z każdym przeciwnikiem będzie trzeba stoczyć trzydzieści pojedynków, więc nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że zawodnicy w tym momencie czują się mocni. Widać to po ostatnich wynikach - zarówno u siebie, jak i na wyjazdach. Były jednak też trudne dla nas spotkania. Cały czas to nauka i dążenie do tego, żeby być coraz lepszym. Na koniec września powiem panu, co się wydarzyło w play-offach (śmiech). Wywalczyliście sobie mistrzostwo Niemiec w polskiej lidze. Drużyna z Wittstock była pośmiewiskiem, wy wręcz rewelacją rozgrywek. Bardzo nam miło, że tak jest. Spotkania z Wolfe Wittstock były dla nas bardzo ważne ze względu na prestiż. Te mecze na pewno dawały nam więcej adrenaliny, ale dla nas każdy mecz był ważny. Drużyna zawsze była odpowiednio skoncentrowana oraz zmotywowana. Nie skłamię, jeśli powiem że transfer Berge był strzałem w dziesiątkę, bo zdobył dużo punktów i w tej chwili ma najwyższą średnią w lidze. To był słuszny ruch. Musicie awansować, żeby zatrzymać Huckenbecka, Berge i Bloedorna? Nie boi się pan, że ich stracicie, jeśli play-offy nie pójdą po waszej myśli. Takie ryzyko zawsze istnieje. Zawodnicy mają kontrakty jednoroczne, bo tak naprawdę nikt nie wiedział jak ten sezon się dla nas potoczy. Z tego co wiem, zarząd chce to kontynuować. Wcześniej zostało już zapowiedziane, że to ma być projekt długofalowy. Nasi zawodnicy otrzymali propozycję przedłużenia kontraktów. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Absolutnie bym się nie zdziwił, gdyby Berge, Huckenbeck czy Bloedorn - w obliczu zmian regulaminowych - opuściliby nasz zespół. Na pewno będą łakomymi kąskami. Francuz i starszy z Niemców nie są anonimowymi zawodnikami w Polsce, z powodzeniem jeździli na pierwszoligowych torach, Kai nawet w PGE Ekstralidze w Grudziądzu. Ryzyko odejścia zawsze istnieje, natomiast póki co są z nami. Zobaczymy, co przyniesie nam przyszłość. Michael Haertel to też ciekawa opcja na U24. Na pewno tak. W tej chwili ma 23 lata, więc jeszcze przez rok będzie mógł jeździć jako U24. U nas bardzo dobrze wywiązuje się z tej roli. W ostatnim meczu pojechał kapitalnie, w całych zawodach stracił tylko punkt. Parę lat temu był jednym z największych talentów w niemieckim żużlu, jednak - moim zdaniem - ta jego kariera nie potoczyła się prawidłowo w stosunku do jego potencjału. Na początku sezonu cierpieliśmy z tego powodu, że tacy zawodnicy jak Valentin Grobauer, Tobias Busch, właśnie Haertel czy Marius Hillebrand w 2020 roku odjechali bardzo mało imprez, można było to obliczyć na palcach jednej ręki. Wejście z powrotem w rytm meczowy nie jest łatwą sprawą. Sporo było problemów, ale nikt nie wymyślił sobie COVID-19 i trzeba było się z tym zmierzyć. Jaki jest plan działaczy na najbliższe lata? Drużyna z Landshut może być takim drugim Lokomotivem Daugavpils, który potrafił wygrywać nawet pierwszoligowe rozgrywki? Klub dosyć mocno rozwinął się pod względem organizacyjnym. Jak na warunki niemieckie to zorganizowaliśmy sporo imprez. Działanie w takim reżimie ligowym powoduje, że ta praca jest ciągła. Nie ma dnia, żebyśmy nie mieli kontaktu z zarządem klubu, zawsze rozmawiamy i załatwiamy wiele spraw. Mieliśmy założenie, żeby w pierwszym roku tej ligi się po prostu nauczyć. Chcemy się w Polsce zadomowić, niezależnie czy to będzie 2. Liga Żużlowa, czy eWinner 1. Liga będąca obecnie melodią przyszłości oraz marzeń. Play-offy to już loteria, gra zaczyna się od zera i wszystko może się wydarzyć. Bloedorn w niedzielnym meczu wygrał swoje trzy programowe wyścigi. Dlaczego nie pojechał w biegu nominowanym? To była pana decyzja, on nie chciał jechać, czy koledzy nie oddali mu startu? To tak nie jest. My z Klausem zawsze podejmujemy decyzję, kto pojedzie. We wcześniejszych meczach korzystaliśmy z usług Noricka. Były takie spotkania, jak pojedynek z Optibet Lokomotivem, gdzie wystartował sześć razy, wielokrotnie startował pięciokrotnie. Inni natomiast tylko czterokrotnie. Postanowiliśmy, że tym razem pojedzie Haertel w nagrodę za świetną postawę. Norick nie miał z tym najmniejszego problemu, mamy dobrą atmosferę w zespole, nawet te trudne decyzje od razu są wyjaśniane, nikt do nikogo nie ma pretensji. Od tego jesteśmy, żeby zespołem zarządzać. W perspektywie całego sezonu Norick był jednym z naszych najbardziej zapracowanych zawodników.