Mateusz Jabłoński pojawił się wczoraj gościnnie na treningu w Toruniu. Podczas jednego z wyścigów, na wyjściu z drugiego łuku, zahaczył o tylne koło jadącego przed nim Kacpra Łobodzińskiego. Choć kontakt pomiędzy zawodnikami był niewielki, motocykl Jabłońskiego wyprostowało i 15-latek z dużą prędkością uderzył w dmuchaną bandę. Po wypadku młodego żużlowca, na Motoarenie pojawili się policjanci. Jak przekazała nam podinsp. Wioletta Dąbrowska z Komendy Miejskiej Policji w Toruniu, to standardowa procedura w takich przypadkach. - Sprawdzamy, czy zostały zachowane wszystkie procedury, czy zawodnicy nie byli narażeni na niebezpieczeństwo, czy nie doszło do naruszenia przepisów prawa. To standardowe czynności w sytuacji, gdy ktoś trafia do szpitala w stanie zagrożenia życia i zdrowia - powiedziała w rozmowie z Interią podinsp. Dąbrowska. Niestety nie dowiedzieliśmy się, czy policjanci stwierdzili na miejscu jakieś nieprawidłowości. Postępowanie jest wciąż w toku i na ustalenia toruńskiej policji trzeba jeszcze zaczekać. Jednocześnie nie ma żadnych nowych wiadomości na temat stanu zdrowia Mateusza Jabłońskiego. Jedyna oficjalna informacja jaka się pojawiła, jest z dzisiejszego poranka. Na profilu ojca Mateusza, Mirosława, również żużlowca, pojawił się krótki komunikat. "Czekamy...walczy o życie...powstrzymajcie się od komentarzy, że nie żyje bo cierpią na tym nasi najbliżsi..." - czytamy w poście. Mateusz Jabłoński to jedna z większych nadziei polskiego żużla. 15-latek od jakiegoś czasu z powodzeniem rywalizuje w rozgrywkach juniorskich. Nie może jednak jeszcze startować w polskiej lidze, ponieważ nie ukończył 16. roku życia. Podobnie jak jego ojciec, Mirosław Jabłoński, jest żużlowcem Aforti Startu Gniezno. Od jakiegoś czasu spekuluje się jednak na temat możliwych przenosin 15-latka do któregoś z klubów PGE Ekstraligi. To świadczy o tym, jak dużym talentem dysponuje Mateusz.