Dariusz Ostafiński, Interia: Za nami Kryterium Asów. Pierwsze wnioski? Tomasz Gollob, żużlowy mistrz świata, ekspert Canal Plus: Cieszę się, że Bartek Zmarzlik wygrał po raz pierwszy. Jeszcze tak trzynaście razy i mnie dogoni, czego mu z całego serca życzę. Oglądając Zmarzlika we wtorek w Bydgoszczy przeszła panu przez głowę myśl: on w tym roku będzie mistrzem świata po raz trzeci. - Krzywdę bym mu zrobił, jakbym coś takiego pomyślał i jeszcze bym o tym głośno powiedział. To były jego pierwsze oficjalne zawody, a ja nie chcę wywierać zbędnej presji. Dajmy mu spokój. Najważniejsze jest to, by te pierwsze tygodnie przejechać spokojnie, bez wypadków i kontuzji. Kryterium może Bartek zaliczyć na plus, bo tor był fajny do ścigania, a on wygrał. Trochę szkoda, że przy pustych trybunach. Teraz mamy oczywiście ważniejsze sprawy, jest duży problem z koronawirusem, ale wierzę, że już niedługo ludzie do nas wrócą. Czekamy na nich, bez nich jest inaczej, ciężko. I nie chodzi tylko o klubowe budżety. Sport jest dla ludzi. Kibice Polonii martwią się o Zengotę. Co pan, jako dyrektor klubu, by im powiedział? - Żeby się nie martwili, bo to są pierwsze tygodnie jazdy, a Grzegorz ma nowe silniki od pana Ryszarda Kowalskiego i potrzebuje czasu, żeby to wszystko dopasować. Wcześniej miał sprzęt od Jana Anderssona, który przeszedł na emeryturę. Przesiadka zawsze jest trudna. Łatwo o błędy w jeździe i dopasowaniu sprzętu, trzeba wielu korekt. Jestem jednak spokojny o to, że Grzesiu dojdzie do siebie. Potrzeba mu czasu. Ważne, że inni seniorzy Polonii w formie. Tylko juniorzy coś słabi. Niektórzy już teraz mówią, że nic z nich nie będzie. A pan jak sądzi? - Jestem ostrożny, bo to dopiero początek. Nie można oceniać juniorów po dwóch sparingach i kilku treningach. Za miesiąc, dwa będzie można powiedzieć, ile naprawdę są warci i co powinni dalej robić. Przestrzegam każdego, kto feruje szybkie wyroki, bo w sporcie jest coś takiego, jak długi dystans. Jeden ma większy dar do jazdy, inny mniejszy, ale motywacją i ciężką pracą można sporo zdziałać. Bartoch i Błażykowski też są w stanie. Sezon ligowy może w tym roku przypominać grę w rosyjską ruletkę. Zakażenie lidera jednej drużyny może wypaczyć wynik meczu. - Dlatego prezesi i PGE Ekstraliga powinni się zastanowić, co zrobić, jeśli będzie lawina zakażeń. Według mnie nie ma sensu jechać ligi, jeśli będzie jeszcze więcej przypadków. Można wziąć gości, załatać dziury rezerwowymi, ale przecież nie o to chodzi. Zachorowalność jest teraz duża, więc należy brać każdy wariant pod uwagę. Jeśli rok temu liga ruszyła trzy miesiące później, to nic się nie stanie, jeśli teraz pojedziemy dwa, trzy tygodnie później. Liczę na zdrowy rozsądek tych, którzy podejmują decyzję. Karierę kończył pan w GKM-ie, stąd moje następne pytanie. Czy ta drużyna spadnie? - Już w kilku miejscach przeczytałem, że spadną, bo składu nie ma, bo Kasprzak słaby, bo Pawlicki słaby. Może i tak było , ale to jest nowy rok, a sport lubi płatać figle. Zresztą ja powiem wprost, że jestem innego zdania, że GKM nie spadnie. Natomiast z takim klasyfikowaniem drużyn to poczekałbym dwie, trzy kolejki, bo wtedy opinie będą bardziej miarodajne. Nam brakuje aktualnych danych o formie poszczególnych żużlowców. Czyli nie zgadza się pan, że GKM zebrał, to co zostało na rynku, czyli musi spaść? - Zbyt wczesna diagnoza. Nie podzielam stanowiska, że GKM musi. Jak to ładnie mówią, tor to zweryfikuje. A Stali Gorzów zaszkodzą okoliczności przygotowań do sezonu? Mam na myśli ten cały skandal wokół zgrupowania na Teneryfie i ostatnie perypetie z torem. - Czytałem. Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi. Stal została solidnie wzmocniona, bo Vaculik, to gwarancja 10 punktów w każdym meczu. To jest duży zastrzyk. Sezon będzie na pewno ciekawy. Unia Leszno jako mistrz jest mocna. Sparta dołożyła Artioma Łagutę i będzie chciała Unię gonić. O Stali już mówiłem, a niezłe zakupy zrobił też Włókniarz Częstochowa. Ktoś może jeszcze wyskoczyć z drugiego rzędu. Może taki Falubaz zaatakuje po cichu. Poczekamy, zobaczymy. Gdyby pan miał typować medalistów, to kogo by pan wybrał. - Podałem swoją czwórkę tych najważniejszych kandydatów, ale dalej nie odważę się obstawiać, bo w żużlu decydują detale. Nie liczy się sam zawodnik, ale to, jak mechanicy przygotowali im sprzęt, czy prezesi wywiązali się ze swoich zobowiązań i jak to będzie wyglądało w następnych tygodniach. Liczyć się będzie też to, czy żużlowcy chorowali na koronawirusa i jak to przeszli. To tylko najważniejsze z detali, które mam na myśli. Liczyć się mogą opony. Na rynek wracają tureckie Anlasy, które rok temu dawały olbrzymią przewagę. Zawodnicy mający dotąd umowy na wyłączność z Mitasem tym razem z nich zrezygnowali. - Jednak nie do końca wiadomo, czy tegoroczne Anlasy będą takie same, jak te, których używano rok temu. Oni zmienili recepturę, żeby dostać ponownie homologację. Teraz chodzi o to, czy ta guma w miejscu, w którym jest największa styczność z torem, będzie się ścierać i zapewniać lepszą przyczepność. To znak zapytania. Rok temu było tak, że w finale mistrzostw Polski Zmarzlik jechał jak szatan, ale Janowski miał opony Anlasa i Zmarzlik nic nie mógł mu zrobić. - Nie wiem, kto, na czym wtedy jeździł, ale znam takich, co wolą opony Mitasa i nic ich nie przekona do zmiany. Zresztą, jak już powiedziałem, ten Anlas jest inny niż ubiegłoroczny. W praniu wyjdzie, czy daje jakąkolwiek przewagę. Pan pracował z ekspertami nad nową procedurą startową. Rok temu mieliśmy tak, że większość kibiców miała dość dyskusji na temat tego, czy zawodnik się ruszył. - Dla mnie nie ulega jednak wątpliwości, że zawodnicy powinni równo stać przed startem i wtedy jest on prawidłowy. To jest ważne o tyle że przy obecnym poziomie sprzętu to wszystko może znaczenie. Niemniej interpretacja mikroruchów żużlowca, tego czy dały mu one przewagę na starcie, to już zależy od interpretacji sędziego. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź