Tomasz Bajerski był gościem Marcina Majewskiego w niedzielnym programie "Trzeci Wiraż" w nSport+. Tradycyjnie nie brakowało trudnych pytań. Trener eWinner Apatora Toruń nie wycisnął ze swojej zawodniczej kariery maksa. - Niedoświadczenie, głupie ruchy, głupie sytuacje w życiu. Tak to się poukładało. Biorąc pod uwagę to wszystko, co się wydarzyło, to dużo się naprawiłem i jest OK. Czy mam trudny charakter? To chyba nie do mnie pytanie. Myślę, że mam trudny charakter, ale bardzo zawzięty i nie odpuszczam. Spadłem na samo dno i potrafiłem się z tego wygrzebać. Jak coś zepsuję, staram się to naprawić - powiedział. 45-latek w przeszłości został skazany prawomocnym wyrokiem za za próbę wyłudzenia kredytu bankowego. Swoje odpokutował. - Wylądowałem w Zakładzie Karnym w Grudziądzu. Nabroiłem, podrobiłem zaświadczenie o zarobkach. Wydało się i od tego zaczęła się cała afera. To była próba wyłudzenia, nie pamiętam dokładnej kwoty. Otwierałem wtedy dyskotekę i potrzebowałem kredytu. Przyznano mi, ale trochę za mały. W tamtych czasach wiele ludzi tak robiło. Ktoś zapewnił mnie, że spokojnie można tak zrobić. Posłuchałem, dlatego tak to się skończyło - wyjaśnił były uczestnik cyklu Grand Prix. - Wyrok odsiedziałem - 16 miesięcy. W więzieniu bardzo dużo rozmawia się o żużlu, tym bardziej w Grudziądzu. Większość pracowników na oddziale interesowała się żużlem. Kto w Grudziądzu nie interesuje się żużlem? Można powiedzieć - przedłużone wakacje z małą ilością słońca. To był zakład półotwarty. Dobrze się układało przez to, że dobrze się zachowywałem. Codziennie chodziłem do pracy, uczęszczałem na stadion Olimpii, gdzie pracowałem w godzinach 8:30-17:00 - opisał swój pobyt Bajerski. Wcale nie był zmuszany do pracy. Po prostu nie chciał siedzieć w miejscu. - To było z czystej chęci, żeby nie siedzieć całe dnie i nie "leżakować". Mieliśmy całkowitą swobodę, oczywiście nie mogliśmy mieć pieniędzy oraz chodzić do sklepu, tylko musieliśmy cały czas przebywać na obiekcie. Lepsze obiady były na stadionie. Pani nam gotowała, więc do zakładu wracaliśmy tylko na kolację - dodał. Wyszedł na prostą. Najpierw został trenerem w Poznaniu, by rok temu wrócić do rodzinnego Torunia. Awansował z eWinner Apatorem do PGE Ekstraligi, w przyszłości chciałby zdobyć z tym klubem tytuł Drużynowego Mistrzostwa Polski. - Zabrudziłem sobie nazwisko i od 7-8 lat staram się je czyścić. Niestety zawsze będzie przy mnie ta łatka, że byłem w Zakładzie Karnym. Nastąpiła naturalna selekcja znajomych, przyjaciół, kolegów. Pozostali rodzice i kilka najbliższych osób. Reszta się odsunęła, ale tego nie żałuję. Przynajmniej od 8 lat wokół siebie mam zaufane osoby - wyznał szkoleniowiec drużyny z Grodu Kopernika. Spodziewał się przyjścia policji. - Ja byłem na to przygotowany. Wyrok był prawomocny. Ogólnie sam chciałem się zgłosić - ale po 9 września - po moich urodzinach. Zawinięto mnie 15 sierpnia w Niemczech. Podróż z Niemiec do Polski trwała dwa tygodnie, codziennie po dwie godziny. Więcej nie można było podróżować, zbierano wszystkich deportowanych do Polski. Ten rozdział został zamknięty w moim życiu, teraz możemy się pośmiać, porozmawiać. Uważam, że poniosłem za to wszystko odpowiednią karę - podsumował. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź