Weterani wśród trenerów Stanisław Chomski jest trenerem Stali Gorzów od sezonu 2015, a Piotr Baron przejął Fogo Unię Leszno w 2017 roku. Ich staż w ogóle trudno równać do ligowej konkurencji. Obaj w międzyczasie przeżyli masę sukcesów ze swoimi drużynami zdobywając seryjnie złote medale. Szczególnie obfity okres miał Baron, który przez cztery kolejne sezony (lata 2017-2020) zdobywał z Unią Drużynowe Mistrzostwo Polski. Na czym więc polegają ich geniusze? Przede wszystkim trzeba zaznaczyć bogate doświadczenie, bo obaj panowie na żużlu zjedli zęby. Potrafią świetnie zarządzać trudnymi charakterami żużlowców, a ewentualne konflikty tłumią w zarodku. Śmiało można powiedzieć, że pod względem taktycznym również należą do ligowego topu. O Chomskim głośno mówiło się pod koniec minionego sezonu, kiedy kilka razy umiejętnymi zmianami potrafił trzymać wynik w ryzach. Majstersztykiem był półfinał w Częstochowie, gdzie w zasadzie w dwóch i pół zawodnika wygrał mecz i wjechał do finału. Chomski i Baron to uznane marki w środowisku. Do ich mocnych stron można byłoby dodać umiejętne przygotowywanie torów. Na tej robocie znają się naprawdę dobrze, choć jasnym jest, że nikt błędów nie jest w stanie się ustrzec. Poza wszystkim dodajmy, że starszy z tej dwójki był nawet trenerem reprezentacji Polski. Chomski prowadził kadrę w 2005 roku i zdobył z nią Drużynowy Puchar Świata. Nieźle radzie sobie też w Motorze Lublin Jacek Ziółkowski, który jest związany z klubem od 2017 roku, czyli od momentu powstania nowego tworu. Był z drużyną podczas kolejnych awansów aż do PGE Ekstraligi, a w elicie najpierw poprowadził drużynę do utrzymania, później był srebrny medal, a w minionych rozgrywkach złoto. Co ciekawe, to menedżer na pół etatu, bo zawodowo zajmuje się spedycją. W tych klubach karuzela trenereska kręci się w najlepsze Nie we wszystkich drużynach mamy jednak oazę spokoju i stabilności jak w Gorzowie i Lesznie. W Grudziądzu od dwóch lat rządzi w parku maszyn Janusz Ślączka. Zmienił on Roberta Kempińskiego, który był często krytykowany. Nowy trener GKM-u nieźle wprowadził się do drużyny, ale na razie sukcesów większych nie odniósł. Cztery sezony trenerem Betard Sparty Wrocław jest Dariusz Śledź. Ten jednak ciągle siedzi na gorącym krześle. Co prawda ma już na swoim koncie medale (w tym jeden złoty), ale oczekiwania w tym klubie są na tyle duże, że po słabszym okresie od razu mówi się o potencjalnej zmianie. Niektórzy mówią nawet, że Śledź ciągle jest we Wrocławiu, bo nie ma dla niego dobrej alternatywy. Drugi sezon w przyszłym roku stuknie we Włókniarzu Lechowi Kędziorze. On z kolei zastępował Marka Cieślaka i choć notowania ma niezłe, to też musi mierzyć się z olbrzymią presją, bo w Częstochowie od lat marzą o dużym sukcesie. Prezes Michał Świącik postawił właśnie na Kędziorę, bo ten uchodzi za specjalistę od przygotowania toru. A to była swego czasu bolączka miejscowej drużyny. Drugi rok stuknie w Toruniu też Robertowi Sawinie, a związany od 2021 roku z Wilkami Krosno Michał Finfa spróbuje wraz z drużyną swoich sił w PGE Ekstralidze. Nowych gwiazd trenerskich brak Porażki drużyn i nerwówka w tabeli to sytuacje, w których kluby najczęściej myślą o zmianach menedżerów. Tyle tylko, że w żużlu wcale nie ma ich dużo. Co jakiś czas pojawiają się nowe nazwiska, ale z reguły trafiają do niższych lig. Trudno więc znaleźć następców Chomskiego czy Barona, którzy cieszą się takim autorytetem. Nie wszystkich zresztą taka praca interesuje. Menedżer wcale kokosów nie zarabia, a przynajmniej w PGE Ekstralidze musi mierzyć się z olbrzymią presją.