Ostatnimi czasy okienko transferowe - szczególnie w PGE Ekstralidze - było jedną wielką fikcją. Wszyscy wiedzieli o większości ruchów na długo przed jego otwarciem. Jednak kluby musiały czekać z podawaniem oficjalnych informacji aż do 1 listopada. Absurdalne zjawisko zostało ukrócone przez Główną Komisję Sportu Żużlowej w najnowszej wersji regulaminu. Od 2021 roku kluby będą mogły ogłaszać światu swoje nowe nabytki dużo wcześniej - po ostatnich zawodach danego zawodnika w ramach jego dotychczasowego kontraktu. Co to oznacza w praktyce? Gdyby nowa wersja przepisów obowiązywała w tym roku, Artiom Łaguta mógłby zostać oficjalnie przedstawiony jako zawodnik Betard Sparty już 9 września, po ostatnim ligowym spotkaniu MRGarden GKM-u Grudziądz. Takie rozwiązanie nie tylko pozwala uniknąć absurdów, ale także przedłuża kibicom emocje związane z nowymi kontraktami. Wrzesień i początek października zostaną zapewne zdominowane przez doniesienia z najlepszej ligi świata. Kto wie? Może działaczom uda się wreszcie przeprowadzić transfer, który zaskoczy nawet dziennikarzy? Później - wraz z przerzedzaniem się rynku- stopniowo pałeczkę przejmować będą kluby z niższych klas rozgrywkowych. Ta rewolucja to nie jedyna zmiana wprowadzona wraz ze znowelizowaną wersją regulaminu. Już w niedzielę - w artykule zapowiadającym okienko transferowe - informowaliśmy o nowym taryfikatorze kontraktów. Maksymalna stawka za punt będzie teraz uzależniona od ilości kibiców, którzy będą mogli zasiąść na trybunach podczas danego meczu. Najbardziej kontrowersyjną, z punktu widzenia zawodników, zmianą jest z pewnością ograniczenie liczby startów w ligach zagranicznych. Ekstraligowiec będzie mógł startować w tylko jednej zagranicznej lidze. Żużlowcy z niższych lig w dwóch. Wcześniej niektórzy startowali nawet w pięciu! Skutki tego przepisu odczujemy jednak dopiero wówczas, gdy wszystkie ligi otrząsną się z pandemicznego snu. Przemysław Półgęsek