- Można powiedzieć, że nikt w tym roku tak pięknie nie przegrywa jak eWinner Apator. Zgadza się pan z tą tezą? - zapytaliśmy właściciela torunian, Przemysława Termińskiego. - Chyba powinni nam dać za to jakiś medal (śmiech). - Największy szkopuł jest jednak taki, że z tych pięknych widowisk udało się uzbierać tylko 5 punktów do ligowej tabeli i na cztery kolejki przed końcem rozgrywek musicie drżeć o ligowy byt. Rozczarowanie? - Z pewności rozczarowanie. Powinno to wyglądać inaczej. Cóż więcej mam jednak powiedzieć? - Jan Krzystyniak, były reprezentant Polski, po sześciu kolejkach przepowiadał, że możecie do końca sezonu nie wygrać już ani jednego meczu w tym sezonie. Na razie jego przepowiednia się sprawdza. Bierze pan pod uwagę taki scenariusz, że już nie dopiszecie sobie żadnego zwycięstwa? - Nie biorę, a opinii pana Krzystyniaka w ogóle nie traktuję poważnie. Uważam, że jest bardzo stronniczy w swoich wypowiedziach i często się myli. Jak przeczytam jakąś jego teorię, to od razu mam duże przekonanie, że będzie dokładnie odwrotnie. - Ostatnia dotkliwa porażka z wrocławianami zachwiała jednak pana wiarę w możliwości niektórych zawodników własnej drużyny. Zaraz po meczu udzielił pan emocjonalnej wypowiedzi, w której wskazywał pan, że miejsce niektórych jest w I lidze. - To są moi zawodnicy i mam prawo ich oceniać, ale tylko ja, nikt inny. Oczywistym jest jednak, że to była emocjonalna wypowiedź. Wrocławianie są w tym roku niesamowicie mocni. Teraz, zwłaszcza po tym co Sparta zrobiła w niedzielę z mistrzami Polski na torze w Lesznie, patrzę już na naszą porażkę nieco inaczej. - Przed rozgrywkami sami wypuściliście z Torunia 6. najskuteczniejszego obecnie zawodnika PGE Ekstraligi - Jasona Doyle’a i drugiego najskuteczniejszego w eWinner 1.LŻ - Tobiasza Musielaka. Czy gdyby teraz miał pan układać skład na sezon 2021 jeszcze raz, to wyglądałby on inaczej? - Wyglądałby dokładnie tak samo jak wygląda. Proszę pamiętać, że Toruń ma budżet jaki ma i w oparciu o niego musi budować skład. Oczywiście, że marzyłoby się nam dwóch Bartoszów Zmarzlików czy trzech Patryków Dudków, ale musimy pamiętać o realiach w jakich funkcjonujemy. W składzie są więc zawodnicy, którzy pasowali nam pod względem finansowym i charakterologicznym. - A ma pan już jakieś przemyślenia co powinniście zrobić ze składem pod kątem sezonu 2022? - Na razie powinniśmy przede wszystkim się utrzymać. Potem pomyślimy o składzie na kolejne rozgrywki. Dzisiaj trudno powiedzieć nawet jaki będzie regulamin. W PGE Ekstralidze coraz głośniej mówi się przecież o wprowadzeniu KSM. Jeśli zostanie wprowadzony i to na poziomie 32/34 punktów na zespół, to pojedziemy w przyszłym roku w tym samym składzie, który mamy. Problem za to będą mieli w Lesznie, Gorzowie i Wrocławiu, bo tamte drużyny będzie czekała rozbiórka. - Ostatnio ponoć zrobił pan dwa spotkania z całą drużyną. Czemu one miały służyć? - Ja wiem o jednym, po meczu z Wrocławiem. Chciałem żebyśmy wspólnie sobie wyjaśnili dlaczego tak słabo nam poszło. Doszliśmy do wniosku, że niezbędne są zmiany w torze. Tyle, że wymagają one dość sporej ingerencji w nawierzchnię i da się je przeprowadzić dopiero po sezonie. Na razie musimy sobie radzić na takim torze jaki jest i nie narzekać. W końcu inni do nas przyjeżdżają i problemów nie mają. - Wasz wyjazdowy mecz 11. kolejki z ZOOLeszcz DPV Logistic GKM-em Grudziądz został przełożony z niedzieli na najbliższy piątek, oficjalnie ze względu na kiepskie prognozy pogody. Kibice mieli jednak swoją teorię spiskową, że chodziło o to, aby podleczył się Nicki Pedersen. - To nie jest żadna teoria spiskowa, tylko oczywiste kombinatorstwo. Niestety nie mam na nie żadnego wpływu. Mieszkam w Toruniu, więc wiem doskonale jaka była w weekend pogoda w Grudziądzu. - Jaka? - Nie padało, a już na pewno nie padało na tyle, żeby tego meczu nie dało się odjechać. Jak jednak ktoś nie chciał przygotować toru, to go nie przygotował. Rozbronowali tor, a potem wystarczyło trochę deszczu, by powiedzieć, że się nie da. Wszędzie indziej ten mecz by się odbył, ale w Grudziądzu się nie dało. Nie wiem dlaczego. Może mają słabego toromistrza? Tylko zastanawiam się co zrobią teraz, gdy od środy do soboty zapowiadane są deszcze. Przypuszczam, że teraz dopiero im się ten tor rozpłynie i w piątek meczu nie będzie. A co do kontuzji Nickiego Pedersena, to też jestem sceptyczny. Jakoś w sobotę pierwszy wyścig potrafił w mistrzostwach Europy wygrać, zanim się wycofał. Myślę więc, że tu wcale z jego zdrowiem nie jest tak źle, tylko chodzi o jego stosunek do SEC. Jedzie tam, gdzie odpowiednio płacą. - Teoretycznie na razie Pedersen w piątkowym meczu pojechać nie może. W poniedziałek został zawieszony przez duńską federację na starty we wszystkich rozgrywkach krajowych i międzynarodowych do stycznia przyszłego roku.- Eee tam, to tylko takie pstrykanie się po nosach. Jestem pewien, że do piątku na pewno go odwieszą. W ogóle nie zakładam scenariusza, żeby grudziądzanie w tym meczu mieli wystąpić bez Duńczyka. - Co się stanie jak przegracie w Grudziądzu różnicą ponad 20 punktów i nie zdobędziecie nawet bonusu? - Nic się nie stanie. Wtedy będziemy musieli wygrać u siebie z Lublinem, żeby się utrzymać. Będą za nas trzymali wówczas kciuki nie tylko kibice w Toruniu, ale i w Częstochowie, bo moim zdaniem nasze zwycięstwo nad Motorem, zwłaszcza za trzy punkty, to może być klucz do play-offów dla Włókniarza. Oczywiście o ile żużlowcy Włókniarza pomogą też sobie sami i wygrają w Grudziądzu. Intuicyjnie czuję jednak, że z wywiezieniem bonusu z Grudziądza nie powinniśmy mieć problemu. - Skoro już jesteśmy przy pańskiej intuicji. To w kim widzi pan tegorocznego spadkowicza z PGE Ekstraligi? - Patrząc realnie na tabelę, bilans bezpośrednich meczów w przypadku małej tabeli i aktualną dyspozycję, to chyba wskażę na Grudziądz. Nie znaczy to jednak, że Falubaz i Apator mogą już być pewne utrzymania. Trzeba zachować czujność i walczyć do ostatniej kolejki. Arkadiusz Adamczyk