Cały żużlowy świat przecierał oczy ze zdumienia, gdy w 2013 roku mistrzostwo świata zdobył Tai Woffinden. Brytyjczyk od tamtej pory plasował się w ścisłej czołówce na świecie. W sezonie 2015 i 2018 dołożył jeszcze dwa kolejne złota. Zapowiedział, że stanie się najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii. Kontuzje przerwały jego sen. Ta odbiła na nim największe piętno Woffindena prześladowały jednak kontuzje. To głównie one go stopowały. Każda z nich na samym końcu odbija się na organizmie. Nie da się być wciąż na szczycie, gdy co jakiś czas łapiesz jakikolwiek uraz. Jednej z nich doznał nawet w trakcie ostatniej rundy Grand Prix w Toruniu w 2018 roku. Wówczas podczas wypadku uszkodzona została stopa. Kilkadziesiąt minut później musiał wskoczyć na podium i fetować trzeci tytuł mistrza świata. Bolesną kontuzję odniósł także w 2019 roku. Złamany kręg T3, stłuczone płuca i złamana łopatka. Poprawił ją jeszcze dwa lata później. Właściwie analizując sezon po sezonie, to Tai ciągle musiał walczyć z bólem. Nie bez kozery żużel nazywany jest czarnym sportem. 3-krotny mistrz świata rzucił wyzwanie. Chce bić się z rywalem z toru Gołym okiem idzie również zauważyć, że żużel już go tak nie cieszy, jak wcześniej. Woffinden w ostatnim czasie zaczął szukać nowych wrażeń. Zamieszczał vlogi na swoim kanale na platformie YouTube, skakał ze spadochronem, a ostatnio zaczął także tworzyć muzykę. Na zakończenie minionego roku pochwalił się ilością słuchaczy na Spotify. W ubiegłym roku wystąpił nawet na kilku koncertach. Największym echem odbiło się jednak wyzwanie do stoczenia walki w klatce. Woffinden zaatakował publicznie Leona Madsena, prowokując go do zawalczenia między sobą. Brytyjczyk chciał zrobić coś na wzór freak fightów, gdzie celebryci biją się nawzajem za duże pieniądze, co ogląda na żywo bardzo wiele osób. Do starcia ostatecznie nie doszło i najprawdopodobniej nigdy go nie obejrzymy. Zgody miał nie wyrazić polski klub Duńczyka. To wszystko pokazuje, że Woffindenowi nie zależy już tak bardzo na żużlu. Brakuje mu nowych bodźców, aby jeszcze wskoczyć na wyższy poziom. Walczyć o mistrzostwo świata już raczej nie będzie, ale zdecydowanie fani woleliby jeszcze raz obejrzeć "Tajskiego" w świetnej formie. Niektórzy sądzą, że do tego może dojść tylko wtedy, jeśli opuści własną strefę komfortu we Wrocławiu.