Kamil Hynek, Interia: Jaką ocenę w skali szkolnej wystawiłby pan swojej drużynie po rozegraniu dotychczasowych meczów? Tadeusz Zdunek, prezes Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Spokojnie. Nie mamy jeszcze połowy sezonu, a pan już chce żebym rozliczał drużynę. Jeszcze dużo meczów przed nami, poczekajmy z ferowaniem wyroków. Mimo ostatniego, bolesnego potknięcia nasz plan się nie zmienił. Dalej jedziemy o PGE Ekstraligę dla Gdańska. Ale przyzna pan, że po nieoczekiwanej porażce na własnym torze przeciwko Orłowi Łódź margines błędu szybko wam się wyczerpał? Zgoda. Nie możemy już sobie pozwolić na wpadki. Musimy za to wziąć się w garść i skupić na robocie. Zespół jest klasowy, nie stracił nagle mocy. Jamróg i Kułakow ciągną ten wózek, teraz trzeba pomóc reszcie. To jest sport, niespodzianki są jego nieodłącznym elementem. Sam od tej feralnej soboty zadaję sobie pytanie, co się stało, że polegliśmy. I co panu wyszło? Może wydawało nam się, że spotkanie wygra się samo? Może zlekceważyliśmy rywala, którego na papierze mieliśmy lekko, łatwo i przyjemnie pokonać? Po meczu z Łodzią szybko pan zasnął, czy długo trawił przegraną? Każdą porażkę mocno przeżywam, a zwłaszcza boli taka, której się nie spodziewamy. Brakło punktów Rasmusa Jensena. Duńczyk nie pojechał na swoim poziomie. Odbył pan poważną rozmowę z zawodnikiem? Wzięliśmy go na słówko, ale nie żeby straszyć, czy dawać jakieś ultimatum. Chcieliśmy się tak po ludzku dowiedzieć z czego wynikała jego słabsza dyspozycja. Rasmus sam za bardzo nie potrafił znaleźć konkretnego wytłumaczenia. Na pewno nieźle w kość dały mu długie podróże poprzedzające zawody w Gdańsku. Jedne zawody, potem drugie, droga do Polski. Był zmęczony? Okej, przyjmuję to, ale czekam na poprawę. A wie pan, że Brady Kurtz, który był katem naszej ekipy mieszka u niego w Danii? Nie. Mnie też nigdy do tej pory się tym nie chwalił. Australijczyk chodził uradowany od ucha do ucha, bo znają się z Rasmusem jak łyse konie, ścigają od najmłodszych lat, a pierwszy raz pokonał Jensena dwa razy z rzędu. Szkoda, że akurat padło na nas. Wolałbym jednak, aby Brady oddał trochę szybkości na resztę sezonu Rasmusowi. Menedżer drużyny - Eryk Jóźwiak powiedział na gorąco po meczu, że zawodnicy zostawili jaja w domu. Rozumiem wkurzenie menedżera. Przegraliśmy przecież spotkanie, którego nie powinniśmy oddać. Czasami już tak bywa, że rzucimy coś pod wpływem emocji, a potem tego żałujemy. Kiedy opada adrenalina, głowa staje się chłodniejsza przychodzi otrzeźwienie, że warto było jednak ugryźć się język. Dlatego od teraz nasze wypowiedzi będą bardziej wyważone (śmiech). Prezes Eltrox Włókniarza - Michał Świącik też niedawno mobilizował do lepszej jazdy Leona Madsena krótkimi żołnierskimi słowami. Podziałało. Może to jest sposób? Nie jest też tak, że udajemy, iż nic się nie stało. Pan pewnie też nie raz siarczyście przeklął w nerwach. Nie szukałbym jednak sensacji, tam gdzie jej pan nie znajdzie. Zawsze staraliśmy się dbać o dobrą atmosferę. To klucz do sukcesu. A nic tak nie buduje klimatu wewnątrz drużyny jak wygrane. Gwarantuję, że nam solidna wtopa na pewno jej nie popsuła. Nadal dałbym sobie rękę uciąć, że każdy z chłopaków skoczyłby za drugim w ogień. Przed tryumfem w Toruniu Świącik zabrał całą drużynę na obiad i lody. Integracja przyniosła piorunujący efekt. Pan ma łódkę... Pływaliśmy, pływaliśmy. I to wielokrotnie. Staram się zapraszać zawodników na wspólne rejsy, ale chyba nie tu jest pies pogrzebany. Fala krytyki spadła na Jensena, ale jakby tak szerzej popatrzeć na problem, to Krystian Pieszczek legitymuje się czwartą średnią w drużynie. To jest wasze najsłabsze, seniorskie ogniwo. Nie liczę zawodników na pozycję U24. Krystian wpadł w dołek sprzętowy. Jest także kłopot z dopasowaniem motocykli. Chłopak wykonuje tytaniczną pracę, aby wygrzebać się na powierzchnię. Sam jest sfrustrowany swoimi wynikami. Niedawno zakupił nowe silniki i cierpliwie czekamy na rezultaty tych starań. Pana zdaniem powód jego chimerycznej formy należy upatrywać tylko w wolnych silnikach. A może Pieszczka zjada presja? W Gdańsku niemal zawsze kreowano go na lidera, a teraz pojawili się w klubie lepsi i chłopak sobie nie radzi? Pewnie po części ma pan rację. Dyspozycja zawodnika jest składową szeregu różnych czynników. Jednego dnia ciągniesz zespół za uszy i patrzysz, kiedy koledzy będą próbowali co ciebie równać, a za chwilę wchodzi konkurencja, która cię detronizuje i zastanawiasz się, co jest nie tak. Pojawia się sportowa złość. Krystian się pogubił, ale ufam, że szybko poukłada sprawy sprzętowe i wróci na właściwe tory. Na U24 macie potężną dziurę. Są niby Gruchalski, Kajbuszew i Fienhage, sęk w tym, że żaden nie spełnia pokładanych nadziei. Nie jest żadną tajemnicą, że pierwszym wyborem miał być Michał Gruchalski. Myślę, że widać światełko w tunelu i Michał powoli wychodzi na prostą. Jemu potrzebna jest stabilizacja, bo przebłyski już miewa. Nie wszystko jest czarno-białe. Niedawno menedżerka zabrała Michała do lekarza. Na ogólnych badaniach wyszły pewne zdrowotne zawiłości. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale nie jest to nic poważnego. Zawodnik jest już wyprowadzany z dolegliwości i nie potrzebuje przerwy w startach. Nad Zdunek Wybrzeżem ciąży jakieś fatum? Co roku kreślicie wielkie cele i zawsze coś staje na przeszkodzie w zrobieniu dużego wyniku. Ma pan diagnozę, że regularnie zderzacie się ze ścianą? Kto wie, może coś w tym jest (śmiech). Wymieniamy ogniwa, wzmacniamy się i nadal siedzimy w eWinner 1. Lidze. Są ekipy, które nierzadko wyglądają słabiej, a sprowadzają nas na ziemię. Kiedyś przerabialiśmy w Gdańsku Thomsena oraz Michelsena, pojechaliśmy do Lublina i jako jedyni znaleźliśmy na nich sposób. Tylko co z tego, skoro zaczęliśmy zwyciężać mecz za meczem, gdy było już po herbacie. Liga się skończyła. Obyśmy nie byli świadkami powtórki z rozrywki. Mimo potężnych perturbacji finansowych wyszliście na prostą. Od kilku lat jesteście rzetelnym płatnikiem. Odzyskaliście zaufanie w środowisku, co przekłada się na negocjacje z zawodnikami. Tym bardziej ciężko zrozumieć, że wy dalej sportowo buksujecie w miejscu. Ciążyła na nas kupa długów. Spłaciliśmy milion z dużym hakiem i teraz wszyscy patrzą przez pryzmat tego, że Gdańsk musi. Ale zobowiązania odbijały się na wynikach. Nie od razu Kraków zbudowano. W międzyczasie prowadziliśmy rozważną politykę i teraz zbieramy jej owoce. Nie mamy żadnych obsuw w wypłatach, regulujemy wszystko w terminie. Teraz dorzucić do pary satysfakcjonujący wynik i niczego więcej do szczęścia nie będzie nam potrzeba. A jak pan reaguje na opinie, że Zdunek Wybrzeże jest w tym roku mocno przereklamowaną drużyną? Nie boli mnie to nic a nic. Jestem zdania, że każdy ma prawo do swojego zdania, ale nie każdy zna się na żużlu. W ogóle takich ludzi jest bardzo mało. Sam nie nazwałbym siebie ekspertem, choć czarnym sportem interesuję się od dziecka. Bezpośrednio związany jestem z motocrossem. Ze względu na syna i wnuków. Czyli nie czyta pan komentarzy? Zdarza mi się, ale bardzo rzadko. Moje oko coś chwyci, daję się skusić i zaraz potem żałuję. Ile tam jest ścieku, hejtu, steku bzdur, to ręce opadają. Ludzie są naprawdę odklejeni od rzeczywistości. Takich, którzy klepią bez opamiętania w klawiaturę, żeby tylko się wyżyć nazywam piwnymi kibicami. Siada jeden z drugim przed komputerem, bierze browarka w dłoń i jest w swoim żywiole. Szkoda, że jest tak mało użytkowników, którzy potrafią wykazać się analitycznym umysłem. Jak patrzy pan na występy waszego wychowanka Karola Żupińskiego, którego eWinner Apator wykupił od was za ciężkie pieniądze, to co pan sobie myśli? Szkoda go panu, PGE Ekstraliga go przytłoczyła? A może Karol ma jakiś głębszy problem? Karol nie jest już naszych zawodnikiem, więc wolałbym się powstrzymać od komentarza. Nie moja broszka, proszę pytać w Toruniu, co jest nie tak. Od nas żużlowiec dostał zielone światło. Mógł robić, co mu się żywnie podobało. Pozostanie? Drzwi były otwarte. Odejście? Proszę bardzo. Finalnie wybrał opcję toruńską. Jego decyzja i nic nam do tego. Szczerze życzę mu wszystkiego najlepszego. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź