Dariusz Ostafiński, Interia: Hancock w Sparcie. Tobie się to chyba podoba, bo może kolega-redaktor, ten co miał zakaz stadionowy po spożyciu, które skończyło się awanturą z ochroniarzami, przestanie cię szczypać na fejsie. On zawsze kochał Hancocka. Kiedyś tak się ze mną pokłócił, że poprzysiągł sobie, że już nigdy ze mną jednym autem nie pojedzie. Tak wielka była, pewnie nadal jest, miłość do Grega. Kamil Hynek, Interia: Gdyby Greg był na rozkładówce jednego pisma, które ten redakcyjny obieżyświat namiętnie zbierał, na pewno pierwsza strona wylądowałaby oprawiona w ramkę na ścianie. Zostawmy jednak ludzi z pełną gamą kompleksów w spokoju. Jak ma ochotę, niech szczypie. Tyle ma do roboty. A co do Grega. Pewnie pamiętasz, kiedyś był już w Sparcie podobny eksperyment z Duńczykiem Knudsenem, który skończył się niewypałem. Ostafiński: I pamiętam, jak prezes Andrzej Rusko mówił mi, że żużlowcy nie byli wówczas przygotowani na trenera z zagranicy. Prezes chwalił Knudsena, ale musiał się z nim rozstać, bo on nie rozumiał mentalności polskich zawodników. Nie wiedział, że im nie wystarczy powiedzieć, co mają zrobić, że trzeba tego jeszcze dopilnować. Od razu jednak uprzedzę twoje pytanie o to, że skoro nie wyszło z Knudsenem, to po co Hancock. Otóż zdaniem prezesa Rusko wiele się od tamtego czasu zmieniło i teraz zagraniczny ekspert czy menedżer może wypalić. Byle mu tylko Skype nie rwał, bo pamiętam, jak w 2004 roku Greg nie zdążył na samolot i zawalił Sparcie ważny mecz. Hynek: Jest też taka zasada, że nie każdy znakomity zawodnik jest potem dobrym trenerem. Tutaj poszło pewnie mocne lobby ze strony Macieja Janowskiego, czy Rafała Haja, którzy Grega mają za wzór. Nie mogę jednak wyzbyć się wrażenia, że to trochę wotum nieufności wobec umiejętności menedżerskich Dariusza Śledzia. Już w zeszłym sezonie jego krzesło robiło się gorące. Ostafiński: Nie sądzę, by prezes Rusko słuchał rad Haja i Janowskiego w kwestii zatrudnienia Hancocka. Myślę sobie jednak, że to zatrudnienie dobrze o prezesie świadczy. Kiedyś Hancock był na jego czarnej liście, ale potrafił zapomnieć o swoim osobistym żalu i wziął go do ekipy. Dla atmosfery, dla wiedzy, dla prestiżu. Na każdym z tych pól Sparta niesamowicie zyskała. Nie wiem, czy Śledź jest zagrożony. Wiem natomiast, że wiele może na współpracy z Hancockiem zyskać. Do perfekcji dochodzi się, zdobywając doświadczenia. Hancock to dla Śledzia szansa. Ty masz inne spojrzenie, ale ja tak to widzę. Hynek: Żebym był właściwie zrozumiany, nie oceniam tego ruchu źle. Być może szukam niepotrzebnie drugiego dna. Powiesz za chwilę, że jak zwykle, ale taki już mój urok. Zastanawiam się po prostu i zżera mnie ciekawość, jak ta rola Hancocka w Sparcie wyjdzie w praniu. Co on będzie tam robił, i za co odpowiadał. Bo o to, że wsiądzie jeszcze na motocykl na treningu i pokaże podopiecznym miejsce w szeregu, jestem pewny. I znów plotki będą podsycały się same. Ostafiński: Nie wiem, jaka będzie rola, ale im więcej będzie Hancocka w Sparcie, tym dla Sparty lepiej. Nerwy są złym doradcą, a Hancock to siła spokoju. Raz jeden Nicki Pedersen wyprowadził go z równowagi. Może jeszcze innym razem Krzysztof Cegielski, ale to by było na tyle. Dwa, trzy razy wybuchnąć w tak ekstremalnym sporcie, to jak nie wybuchnąć ani razu. Puentując, jeśli to będą tylko łączenia Skype, to niewiele to da. Jeśli częsty kontakt na żywo, to rewelacja. Nie wiem, czy ten ruch da Sparcie złoto, ale rozwój przyniesie na pewno. Jak duży, to zależy od formy i częstotliwości kontaktu. I tak się teraz zastanawiam, kto następny. Może Hans Nielsen w Motorze Lublin, może Jason Crump w innym klubie. Takie pomysły mogą niektórym zaświtać, gdy pierwsze mecze nie wyjdą. PGE Ekstraliga tylko by na tym zyskała. Hynek: Żeby tylko zawodnicy Sparty nie przysypiali na tych naradach między wyścigami, bo Dariusz Śledź też nie należy do najbardziej ekspresyjnych menedżerów. Hans Nielsen w Danii nie notuje wielkich sukcesów na polu trenerskim, raczej znany jest z tego, że wchodzi w konflikty z kadrowiczami, którzy rezygnują z jazdy w drużynie przez niego dowodzonej. Choć jak będzie wolny, Jakub Kępa pewnie pochyli się nad jego kandydaturą. Mieć legendę klubu u siebie to marketingowy strzał w dziesiątkę. Latającego z koszulką menedżer Jasona Crumpa nie widzę. Australijczyk był introwertykiem, trudno było do niego dotrzeć, a tutaj relacje interpersonalne są szalenie ważne. Może Tony Rickardsson. Na pewno po znakomitym meczu wziąłby całą drużynę na piwko. Andreas Jonsson też nie byłby głupim pomysłem. Starałbym się szukać postaci pokroju Hancocka, które nie mają z reguły z nikim na pieńku, a wprowadzają do pracy element uśmiechu i rozrywki. Zamordyści szybko zostaliby wyjaśnieni. Ostafiński: Wiem, że tobie żużel kojarzy się z kabaretem, ale ja jednak nie wykluczałbym Nielsena czy Crumpa, bo jednemu nie ułożyło się z kadrą, a drugi był zamknięty w sobie. Uśmiech i rozrywka są dobre, ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Piotr Żyła został mistrzem świata w skokach, bo jest wyluzowany i wciąż się tylko wygłupia. To tak nie działa. Hynek: Trenerzy często powtarzają, że zawodnicy nie pasują im do koncepcji. Widocznie wyznaję podobną zasadę. I ty wziąłbyś Crumpa i Nielsena, a ja nie. A kabaret to byłby, gdybym sam poprowadził drużynę, dokooptował sobie kogoś od przygotowania toru i rozstawił tych twoich gwiazdorów z bogatym CV po kątach. Ostafiński: Nie rozpędzaj się tak bardzo, bo zaraz uderzysz głową w ścianę i będzie bolało. Nie mówię, że wziąłbym Nielsena czy Crumpa, lecz że komuś może taki pomysł zaświtać. I nie krytykowałbym tego z góry, bo wpierw trzeba sprawdzić, co z tego wyjdzie, a potem się mądrzyć. Prezes Rusko w przeszłości wyznaczał trendy w polskim żużlu i ja mam nadzieję, że teraz w jego ślady pójdą inni. Polskie środowisko menedżersko-trenerskie jest ubogi, więc przyda nam się takie urozmaicenie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź