Mikołaj Wojciechowski był nie tylko synem właściciela klubu, ale i też osobą mocno związaną z żużlem w Gnieźnie. - Z głębokim smutkiem, wielkim żalem i nieukrywanym wzruszeniem przyjęliśmy informację o niespodziewanej śmierci Mikołaja Wojciechowskiego. Był wiernym kibicem naszego Startu, zaangażowanym w rozwój klubu młodym człowiekiem. Swoją pracą przyczyniał się do organizacji meczów, realizacji materiałów klubowej telewizji czy obsługi kibiców na stadionie - czytamy na stronie klubu. Według wstępnych ustaleń okoliczności wypadku, który miał miejsce pod Wrześnią, były bardzo dramatyczne. Oprócz Mikołaja Wojciechowskiego zginęła także jadąca z nim 21-letnia kobieta. Auto z nieznanych przyczyn zjechało na przeciwny pas i zderzyło się czołowo z ciężarówką jadącą w kierunku Gniezna. Kierującym był właśnie syn Rafaela Wojciechowskiego, który (być może wskutek trudnych warunków atmosferycznych) stracił panowanie nad pojazdem. Droga przez kilka godzin była nieprzejezdna. Dla właściciela Startu Gniezno, ten rok jest koszmarem. Kilka miesięcy temu w wywiadzie z Wirtualną Polską opisywał, jak pandemia COVID-19 wpłynęła na funkcjonowanie jego firmy. - Koronawirus zabrał w pewnym sensie wszystko, co kocham i na co ciężko pracowałem przez całe swoje życie. Oszczędności życia pójdą na ratowanie tego, co wypracowaliśmy. A w dodatku nie wiemy, czy nawet ta misja zakończy się sukcesem - mówił rozżalony. Kiedy być może nieco opanował już sytuację zawodową, spadł na niego kolejny, znacznie bardziej tragiczny cios w postaci śmierci ukochanej osoby. Po tragicznej informacji, w stronę Rafaela Wojciechowskiego popłynęło wiele słów otuchy i wsparcia, nie tylko z Gniezna. Prowadząc już od kilku lat zespół Startu, wyrobił sobie markę w polskim żużlu, jest lubiany i szanowany w wielu ośrodkach. Odkąd jest w klubie, drużyna ustabilizowała swój poziom sportowy i rok w rok jest coraz bliżej awansu do PGE Ekstraligi.