Zdaniem wielu był magikiem. Większego talentu do tego sportu nie było. Potrafił przyjechać na ostatnią chwilę na zawody i bez przygotowania pokonać wszystkich. Wróżono mu bogatą karierę. Skończyło się tragicznie. To był materiał na największą gwiazdę Darcy Ward znany był ze swojego australijskiego luzu. Wielokrotnie wpadał w jakieś problemy wraz ze swoim przyjacielem Chrisem Holderem. Obaj mieli smykałkę do tego sportu i byli wschodzącymi gwiazdami. Chris w 2012 roku został mistrzem świata, a Ward zdaniem kibiców i ekspertów miał wkrótce zdominować światowy żużel. W sezonie 2013 był w gazie, lecz na przeszkodzie stanęła mu kontuzja. Na motocyklu prezentował się jednak cudownie i pomimo opuszczenia trzech rund zajął ósme miejsce. Kolejny rok zmagań miał być jeszcze lepszy, lecz znać o sobie dał wspomniany charakter Warda. Australijczyk został przebadany alkomatem przed Grand Prix w Daugavpils i został zawieszony. Po tym wypadku świat się zatrzymał Na tor wrócił rok później, lecz tym razem w barwach zielonogórskiego Falubazu. W Toruniu nie było już dla niego miejsca, a gdyby dołączył, to na ławce wylądowałby Chris Holder. Tego oczywiście nie chciał. Jak sam wspominał przez ten czas przewartościował swoje życie i w końcu wziął się za siebie. Zaczął mocno się przygotowywać fizycznie, aby być w jak najlepszej formie, gdy zawieszenie minie. Efekty było widać na torze. Ward wyglądał, jakby praktycznie nie schodził przez ten czas z motocykla. Co niektórzy uważali, że w ówczesnej dyspozycji zostałby mistrzem świata. Był po prostu w tamtym czasie najlepszy na świecie. Wszystko przerwał makabryczny upadek w ostatnim wyścigu meczu Falubaz - GKM. Ten bieg już nic nie znaczył, co spowodowało większy luz u zawodnika. Sam wspominał, że to był ułamek sekundy rozluźnienia. Rodzina daje mu ogromną motywację Po tym wypadku jest sparaliżowany od klatki piersiowej w dół i nie ma szans, że wróci do uprawiania tej dyscypliny. Darcy od 8 lat utrzymuje formę i pracę mięśni. Rehabilitacja dalej trwa, jednakże większych oznak poprawy nie ma. To go zniechęca do dalszych ćwiczeń, lecz prawdziwego "kopa" motywacyjnego dają mu jego dzieci. 31-latek ma syna Charlie'ego i córkę Emilee. Wypadek zbliżył go także z żoną, którą poślubił w 2019 roku. To właśnie rodzina napędza go do dalszego działania. Jeden z największych magików żużla wierzy, że kiedyś nastąpi znaczna poprawa jego zdrowia.