Transferowe przyciągnie Moje Bermudy Stali, zaczyna się od historii o tym, jak wiele skorzystał Bartosz Zmarzlik podpatrując z bliska Tomasza Golloba. Pamiętamy, że Zmarzlik miał stale zapalone zielone światło do boksu Golloba, mógł dotknąć każdą śrubkę i zapytać dosłownie o wszystko. Przejedziesz się na motocyklu Zmarzlika Bartłomiej Kowalski, którego Marek Grzyb chciał ściągnąć do Stali na play-off, usłyszał jednak nie tylko to. Dowiedział się, że przychodząc do Gorzowa będzie miał Zmarzlika na wyciągnięcie ręki. Będzie mógł do niego podejść i o wszystko zapytać. Będzie mógł się przyglądać, podpatrywać, a jak mistrz będzie miał ochotę, to być może podstawi mu swój motocykl, albo doreguluje mu jego maszynę. Może nawet załatwi silnik u Ryszarda Kowalskiego. Jakby tak Zmarzlik miał faktycznie świadczyć usługi, którymi kusi jego prezes, to nie miałby nic innego do roboty, jak zajmować się kolegami z zespołu. Gdyby bowiem skakał przy ich motocyklach, to sam nie miałby czasu na to, żeby porządnie przygotować się do swojego biegu, ani nawet o nim pomyśleć. Nie ma czegoś takiego, jak cudowny dotyk Zmarzlika Poza wszystkim w żużlu to nie działa tak, że przyjdzie mistrz, spojrzy, dotknie motocykla i następuje cudowne przeobrażenie. Gdyby tak było, to Stal nie szukałaby juniorów, bo Zmarzlik postawiłby na nogi Kamila Pytlewskiego, Kamila Nowackiego. Jakby to było takie proste, to Stal nie miałaby problemów na pozycji U-24, bo przecież Zmarzlik doregulowałby motocykl Rafała Karczmarz lub Marcusa Birkemose i Gorzów szykowałby się w tej chwili na finał. Rozumiemy Stal i prezesa Grzyba kuszącego usługami Zmarzlika. Jeśli jednak młody zawodnik chce zostać mistrzem, to musi liczyć na siebie, a nie opowieści z mchu i paproci. Zmarzlik faktycznie skorzystał u boku Golloba, bo też sam był wyjątkowy i wiedział, czego chce. To jest jednak historia jedna na milion.