Ruszamy sezon od nowa, a hasło przewodnie restartu rozgrywek brzmi: wszyscy mają równe szanse. Nie zazdroszczę szczególnie teraz, trenerom, toromistrzom, zawodnikom, a zwłaszcza żużlowcom gospodarzy. Do tej pory obserwatorzy narzekali na szarpane wejście w ligę, a główni aktorzy widowisk błądzenie w ustawieniach motocykli. A poziom trudności z każdym dniem będzie rósł. Anomalia pogodowe będą dawać wszystkim jeszcze bardziej w kość. Do piątku Polskę nawiedzały deszcze niespokojne, towarzyszyła nam niska temperatura, zmagaliśmy się z wysoką wilgotnością, a w niedzielę cyk - obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Dla żużla nagła zmiana aury, to absolutne przekleństwo. Uporanie się z rozrzutem temperatur jest naprawdę nie lada wyzwaniem. Motocykle przy obecnych parametrach są bardzo czułe i kręcą duże obroty. W takim przypadku już nie dobór zębatki jest karkołomny, a idealne trafienie w setup dyszy oraz zapłonu. W jednym momencie połączenie wiatru ze słońcem jest kumulacją nieszczęścia. Można nawet pokusić się teorię, że trenowanie w takich warunkach jest sztuką dla sztuki. Sprowadza się do rozruszania kości i przejechania się na motocyklu. Sztaby szkoleniowe przygotowujące tory do zawodów uwielbiają, kiedy termometry pokazują kilkanaście stopni, jest zachmurzone niebo i tego typu pogoda utrzymuje się przez kilka dni. Wtedy mamy narzędzia, aby przeprowadzić trening w optymalnych, powtarzalnych warunkach. Godzina 16:30, o której zaplanowany jest pierwszy niedzielny mecz PGE Ekstraligi powoli będzie się jawić niczym najczarniejszy sen. Każdy, bez wyjątku będzie się modlił, aby jej nie dostać na spotkanie u siebie. Czemu? Nadchodzą miesiące letnie, za chwilę z nieba lał będzie się żar, więc musimy się nastawić na patelnię pod trzydzieści kresek w cieniu i permanentnie parujący tor po polaniu wodą. Nie na darmo napisałem w zeszłotygodniowym felietonie, iż warto skupić się na twardych nawierzchniach, bo są najłatwiejsze do okiełznania i najmniej narażone na wpływ czynników zewnętrznych. Ryzyko pomyłki ograniczamy do minimum. Jesteśmy już po jednostronnej potyczce w Częstochowie. Eltrox Włókniarz nie istniał, został zniszczony, wdeptany w tor przez Betard Spartę i może nie uwierzycie, ale nakreśliłem już zdecydowanie wcześniej taki pogląd, że jeśli gospodarze wygrają w ten weekend, to nazwę menedżerów tych ekip mistrzami w swoich fachu. Będę powtarzał do znudzenia, że mitycznego atutu własnego toru od dawna już nie ma. Oprócz tego, że zawodnicy najczęściej sprawdzają motocykle i silniki pod adresem, pod którym zazwyczaj trenują. I na tym poprzestańmy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź