Przez cały dzień dostawałem smsy i telefony od znajomych, którzy czekali na dzisiejszy felieton. Wszyscy spodziewali się, że będę kopał leżącego. A to nie jest wcale prawda. Jestem konsekwentny i mimo wszystko staram się obiektywnie patrzeć na sprawę, nawet pomimo tego, że niektórzy nie trzymają ciśnienia i czasami krytykę mylą z atakiem, a to są dwie różne rzeczy. Krytyka, a szczególnie ta konstruktywna, jest po to żeby właśnie pomóc w refleksji. Czasami nawet potrafi ona pobudzić. Taki też był mój plan. Dlatego właśnie wywołałem dyskusję dwa tygodnie temu o odpowiedzialności konkretnych osób w zielonogórskim klubie. Jest smutek w Zielonej Górze. Siedem meczów, sześć porażek i to pięć z rzędu. Jedyna wygrana u siebie z GKM-em. Dodatkowo w niedzielę była to historyczna, najwyższa przegrana na własnym torze w historii klubu. Nie ma to jednak w tej chwili znaczenia. Celem jest utrzymanie drużyny w PGE Ekstralidze. Dzisiaj zobaczyliśmy na co tak naprawdę trener ma wpływ. Podjął on z zawodnikami decyzję, która finalnie okazała się błędna. Muszę powiedzieć, że w tym szaleństwie była metoda. Einstein oznajmił kiedyś, że głupotą jest ciągle robić to samo i oczekiwać za każdym razem innego wyniku. Podpisuję się pod tymi słowami. Uważam, że w momencie kiedy drużyna przegrywa i jest kompletnie rozbita, to trzeba wywrócić wszystko do góry nogami. W piątek w rozmowie z Jackiem Białogłowym z Radia Zielona Góra powiedziałem o dwóch rzeczach. Po pierwsze - oznajmiłem, że Mateusz Tonder będzie kluczowym zawodnikiem dla tego zespołu. Nie pomyliłem się. Dziwię się tylko, że tak późno wszedł w ten sezon. Oczywiście miało to związek z kontuzją, ale też wcześniej trenował. U niego zwracałem przede wszystkim uwagę na bardzo dobre starty. Poza tym ma świeży sprzęt i czystą głowę. On tak naprawdę tych meczów z Falubazem nie przegrał. Przegrywała drużyna, której jest członkiem, ale nie on. Drugą rzeczą, o której wspomniałem w rozmowie była pogoda i jej wpływ na wynik meczu. Żużel w dzisiejszych czasach jest od niej w dużym stopniu uzależniony. Ten plan, o którym wielokrotnie już wspominałem nie był zły, tylko problem polega na tym, że nie było warunków do tego żeby skutecznie przygotować drużynę na taką ekstremalną historię z przygotowaniem toru. To wszystko miało zaskoczyć rywala. Czasami tak trzeba zrobić. Trzeba zadać sobie jednak pytanie, czy warunki atmosferyczne panujące wcześniej dały możliwość przetestowania nawierzchni i dopasowania do niej sprzętu. O to tylko tutaj chodzi. Nic więcej. Obawiam się, że chyba nie było jednak wystarczająco czasu. Czy w tej sytuacji podjęte ryzyko było adekwatne muszą ocenić już osoby wewnątrz klubu, a także dziennikarze i kibice. Ja uważam, że nie należy nikogo za to krytykować. Nie można robić wciąż tego samego, gdy przegrywa się mecz za meczem. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź