Nie sposób zacząć od tego, co mieliśmy od początku weekendu, czyli Grand Prix. To niewątpliwie najważniejsze turnieje w sezonie. Do tego najtrudniejsze, najbardziej wymagające i oczywiście bardzo silnie obsadzone. Po pierwszych dwóch rundach mamy już kilka ciekawych wniosków. Pierwszy wniosek jest taki, iż niezależnie od tego kto został mistrzem Polski, to jednak Grand Prix rządzi się swoimi prawami. O Macieju Janowskim wielu pisało, że ma jakiś tam drobny kryzys, że coś tam się skończyło. Nagle okazuje się, iż prowadzi w klasyfikacji generalnej. Dodatkowo jego przewaga się buduje, a pamiętajmy, że przed nim perspektywa występów na swoim torze. Scenariusz wydaje się być wymarzony. Już piętnaście punktów straty do Maćka ma w mojej ocenie jego największy rywal, czyli Bartek Zmarzlik. On jednak lubi gonić. Ta cała sytuacja powoduje tylko to, że będzie ciekawiej. Ja już wcześniej zwracałem uwagę na to, żeby już zostawić z boku temat zejścia z podium czy komentowanie różnych gestów. Trzeba skupić się przede wszystkim na rywalizacji czysto sportowej, a ona jest rzeczywiście przednia. Ostatnio miałem okazję zdobyć w Pieninach szczyt nomen omen Trzy Korony. Robiłem to bez presji i udało się w dobrym czasie. Bartek też nic nie musi, tym bardziej z racji tego iż jest bardzo młody, a już legendarny. Poza tym on wie doskonale co ma robić. Cierpliwość będzie nagrodzona. Mówimy o wielkich pieniądzach w sporcie, w żużlu również, natomiast tylu gestów przed biegami związanych z modlitwą do Boga nie widziałem jeszcze przed żadnymi zawodami. To pokazuje jak bardzo jest to wymagający, trudny i zarazem ciężki sport. Ja też przed zawodami, jeżeli o cokolwiek się modliłem to tylko o to, żeby moi koledzy, z którymi pracowałem wrócili do domu cało i zdrowo. Nie zawsze się udawało... Bardzo się cieszę, że oglądaliśmy takie obrazki. To pokazuje jak bardzo jesteśmy ludźmi, nie maszynami, choć niektórzy na nich. Wiele działo się także na naszym podwórku ligowym. Nie sposób nie wspomnieć o ogromnym pechu w Grudziądzu. Zupełnie inaczej wszyscy wyobrażaliśmy sobie mecz GKM-u z Apatorem. Wygląda na to, że Toruń zdobywając "ponad normę" remis w tym spotkaniu prawdopodobnie jest już spokojny utrzymania w PGE Ekstralidze. Podział punktów nie zmienił z kolei sytuacji w korespondencyjnym pojedynku pomiędzy grudziądzanami a zielonogórzanami. Jedni i drudzy poza swoją jazdą, muszą spoglądać na wyniki rywala. Jechała też pierwsza liga. Jeżeli chodzi o rywalizację na zapleczu elity, mamy sytuację bez precedensu. Tam się naprawdę sporo dzieje. Chciałbym zwrócić uwagę, na to jak świetnie dysponowana jest ostatnio Polonia Bydgoszcz. Ręce same składają się do oklasków jak widzi się jazdę Wiktora Przyjemskiego. Apeluję jednak do wszystkich, by presji na chłopaku nie robić. Jego przyszłość ligowa na sezon 2022 jest zdefiniowana i on sam zresztą o tym powiedział. Cierpliwości do kwadratu. Zwrócę również uwagę na to, że nie tylko żużlem człowiek żyje. Chciałbym też przy okazji pogratulować spektakularnego sukcesu w postaci utrzymania w lidze okręgowej drużynie mojego przyjaciela Piotra Turzańskiego - TKKF Chynowiance Zielona Góra. Jest on notabene grającym prezesem. Taka sytuacja zdarza się naprawdę bardzo rzadko. Oni utrzymali się w okręgówce po pierwszym, historycznym awansie. Piotr jest grającym prezesem, a nie wiem czy płynąć nie powinien prezes Polskiego Związku Pływackiego. Na koniec wrócę raz jeszcze do pierwszoligowego żużla. Zastanawiam się jakie nastroje panują wśród kibiców, sponsorów Startu Gniezno, którzy patrzą na skład swojej ukochanej drużyny na mecz w Gdańsku. Dlaczego cały czas wielu z nas nie nauczyło się mówić o dorosłych sprawach otwarcie. Jak to możliwe, że zdekompletowana drużyna jedzie na mecz, walczy i naprawdę niewiele brakuje choćby do zdobycia bonusu, a zdrowy senior drużyny przebywa u naszych południowych sąsiadów. Z szacunku dla własnych kibiców, sponsorów i władz miasta jesteście zobowiązani do wyjaśnienia tej sytuacji. Jeśli jest spór - to dlaczego nie macie odwagi powiedzieć o tym otwarcie? Takie rzeczy się zdarzają. Narracje prowadźcie sami, zamiast wyręczać się innymi. Ktoś wszak za to płaci. A jeśli w tle już toczy się wojenka o utalentowanego chłopaka, tym gorzej dla wszystkich. PS. W ostatnich dniach, początkowo dość przypadkowo, zostałem poddany jak się później okazało ciężkiej próbie fizycznej za sprawą pani Kingi Zawodnik, znanej z programu TVN-ie "Dieta i cud", oraz jej trenerki Julii Netrowskiej. Wiedziałem, że fitnessowe treningi kobiet to nie jest bułka z masłem, natomiast przez kilka dni dostałem ostro w kość. Pozdrawiam obie panie i życzę powodzenia w dalszym rozwijaniu pasji. Bo to, że ona jest to widać i słychać z daleka.