Wynik dzisiejszego meczu dla większości obserwatorów nie jest większym zaskoczeniem. Mówiliśmy już o tym wcześniej wielokrotnie. Do dziesiątego biegu mecz był w miarę wyrównany. Nie brakowało incydentów torowych, jak zwykle na torze w Gorzowie, który nie jest łatwy do przejechania. Jeżeli chodzi o drużynę lubelską, to już przed startem sezonu wskazywało się na problemy, które mogą im towarzyszyć na początku zmagań. Brak Dominika Kubery może nie spowodował tego, że drużyna lubelska przegrała ten mecz w Gorzowie, ale jednak z nim w składzie wynik może byłby lepszy. Oczywiście wszyscy są jeszcze w grze o bonusa, ale widać wyraźnie jak kluczową rolę pełnią zawodnicy U-24. Po dwóch stronach mieliśmy praktycznie same śliwki. Po Marku Karionie praktycznie nie spodziewałem się niczego wielkiego. Natomiast lublinianie muszą znaleźć receptę na problemy, które od dobrych dwunastu miesięcy trapią Wiktora Lamparta, bo ten chłopak potrafił zdobywać naprawdę solidne punkty w meczach ligowych. Był także czasami języczkiem u wagi w kontekście niektórych rozstrzygnięć drużyny lubelskiej, szczególnie dwa lata temu. Dzisiaj z kolei jest to absolutny cień zawodnika. Z całą pewnością to już nie jest jakiś przypadek. Mamy też kłopot z nie do końca satysfakcjonującą formą Krzysztofa Buczkowskiego. Nie wiemy tak naprawdę co się z nim stało. Można łączyć to wszystko z odniesioną kontuzją na motocrossie. On także nie może wrócić do właściwego rytmu, ponieważ w Gorzowie nie wygrał przecież żadnego wyścigu. Wystarczy również spojrzeć na kim zdobywał punkty i ile wywalczył ich na seniorach. To też nie jest na ten moment wartość dodana tej drużyny. Są oczywiście też plusy, a największym jest postawa Jarosława Hampela, który po gigantycznych turbulencjach zdrowotnych, praktycznie bez jazdy przystąpił do meczu i był jednym z najsilniejszych punktów całego zespołu. Jarek jeżeli dobrze zacznie, to szczególnie u siebie będzie bardzo skuteczny. Jeżeli będzie robił w granicach 9,10 punktów na wyjazdach, to rzeczywiście można powiedzieć, że wraca na właściwe tory, czego mu serdecznie życzę. Jeżeli spojrzymy na stronę gorzowską, to doskonale widzimy jakie powinien mieć parametry zespół walczący o tytuł. Kluczowym zawodnikiem jest co prawda żużlowiec U-24, ale ewentualnie by zbilansować jego brak punktowy, to drużyna musi być zbudowana z czterech bardzo silnych filarów. Plus do tego juniorzy, którzy są w stanie przywozić po 3,4 punkty w meczu. Tak skonstruowany zespół ma właśnie Stal Gorzów. Dzisiaj byłem pod wielkim wrażeniem jazdy Martina Vaculika. On po prostu miał takie starty, jakby ktoś wystrzeliwał go z procy i to od pierwszego do ostatniego biegu. Widać, czego brakowało gorzowianom, żeby odnosić spektakularne sukcesy przez ostatnie dwa sezony. Oczywiście wicemistrzostwo Polski w ubiegłym roku jest wielkim sukcesem, ale umówmy się, że w tym wszystkim było także wiele szczęścia. Martin Vaculik absolutnie był brakującym ogniwem w tej całej układance. Z całą pewnością bohaterem numer jeden gorzowian jest jednak Anders Thomsen, który przeżywał naprawdę trudne chwile. W pewnym momencie wydawało się wręcz, że może tego meczu nie dokończyć. Jednak jak człowiek zobaczył, co ten chłopak wyprawiał na trasie, to aż ręce same składały się do oklasków. To on zrobił dzisiaj widowisko w Gorzowie. Z całą pewnością miejscowi mu bardzo dużo zawdzięczają. Generalnie ten mecz niczego nowego nam nie pokazał. Gorzowianie z całą pewnością włączą się do walki o tytuł Drużynowego Mistrza Polski w tym roku. Przed lublinianami z kolei wiele, wiele pracy i mnóstwo znaków zapytania poczynając od Wiktora Lamparta. Miejmy nadzieję, że ten chłopak, który ma naprawdę papiery na klasowego zawodnika, wróci do tej formy sprzed dwóch lat. Wszyscy oczekują również na powrót Dominika Kubery, ponieważ jak widać będzie on bardzo ważnym ogniwem tego zespołu. Żużel jest taki, że w zasadzie od dnia narodzin wszystkie urodziny i inne jubileusze kręcą się wokół sportu. Ze względu na moje zaangażowanie w żużel niewiele przyjęć urodzinowych mojej córki było wyprawianych w dniu kalendarzowym. Teraz, gdy kończy osiemnaście lat, mogę powiedzieć, że pierwsze urodziny spędzamy wszyscy razem w dniu urodzin. Z reguły żużel nam te urodziny zaburzał i trzeba było patrzeć na kalendarz. To jest zabawne, bo właściwie wcześniej on decydował o wszystkim i gości zapraszaliśmy tak, by tata zrobił swoją robotę i zdążył na mecz. Z tej okazji mojej córce za te osiemnaście lat wspierania taty bardzo serdecznie dziękuję. Jacek Frątczak Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź