Skala ocen (1- słabo, 6 - świetnie):1. Dariusz Śledź (Betard Sparta Wrocław) - 5,22 To nie był idealny sezon, jeśli chodzi o podejmowanie taktycznych decyzji przez menedżera Śledzia. Wszyscy mamy w pamięci wielbłąd popełniony w Grudziądzu, gdzie Betard Sparta zremisowała wygrany mecz z GKM-em. Z drugiej jednak strony ciężko ocenić negatywnie kogoś, kto sięgnął ze swoją drużyną po Drużynowe Mistrzostwo Polski. W wielu meczach wrocławianie byli tzw. "samograjem". Wystarczyło rozmawiać z zawodnikami w parku maszyn, bo zawodnicy robili swoje. Złośliwi powiedzą, że tak naprawdę Śledź to figurant, a Spartą rządził prezes Andrzej Rusko. Pewnie wiele miał do powiedzenia, a jeśli Śledź dawał sobie wejść na głowę, to już jego problem. Liczy się efekt końcowy, a ten jest dla niego korzystny. 2. Jacek Ziółkowski (Motor Lublin) i Stanisław Chomski (Moje Bermudy Stal Gorzów) - 4,72Srebro w naszym rankingu dla odpowiednio srebrnych i brązowych medalistów. Plus dla Ziółkowskiego za wynik mimo wszystko ponad stan i zbudowanie w trakcie rozgrywek Krzysztofa Buczkowskiego. Taktycznie nie zawsze można było się z nim zgodzić, ale z drugiej strony przez jego ewentualne błędy Motor nic nie przegrał. A wicemistrzostwo Polski to przecież wielki sukces. Stanisław Chomski miał natomiast w trakcie rozgrywek sporo problemów, z którymi musiał sobie jakoś radzić. Kontuzje, słaba jazda zawodników do lat 24 i juniorzy. W pewnym momencie wyglądało to źle, ale dzięki udanemu finiszowi sezonu, wskoczył na drugi stopień podium.4. Piotr Świderski (Eltrox Włókniarz Częstochowa) - 4,72Miał trochę łatwiej niż Piotr Baron, który przez słabą jazdę Fogo Unii Leszno w play-offach stracił miejsce na podium. Inna sprawa, że Świderski też był często krytykowany. Z drugiej strony miał kilka niezłych meczów, a na jego konto plusów można zaliczyć odbudowanie Kacpra Woryny. Średnio poradził sobie natomiast z budowaniem formy Bartosza Smektały, a nierozwiązany pozostał temat częstochowskiego toru i relacji z Fredrikiem Lindgrenem. Słyszy się, że ostatecznie straci pracę w Częstochowie, ale pewnie długo nie będzie musiał szukać sobie nowego pracodawcy.5. Piotr Baron (Fogo Unia Leszno) - 4,54 Długo liderował naszemu zestawieniu, ale końcówka sezonu nie poszła po jego myśli. Mistrzowie Polski w słabym stylu zakończyli sezon, a tu i ówdzie słychać było, że atmosfera w zespole byłych mistrzów Polski już nie jest tak doskonała, a z torem ciągle coś nie tak. Baron na pewno miał w tym roku trudne zadanie, bo zawodnicy nieszczególnie mu pomagali. Nikt natomiast nie ma wątpliwości, że to wielki fachowiec i jeden z najlepszych menedżerów na rynku. Jego transfer sondował m.in. eWinner Apator Toruń. Baron z Leszna nigdzie jednak się nie rusza.6. Piotr Żyto (Falubaz Zielona Góra) - 4,25Chyba największy pechowiec w tym zestawieniu. Robił wiele, aby jego zespół nie spadł z PGE Ekstraligi. Było wiele niezłych meczów w wykonaniu Falubazu, ale zabrakło punktów. Podobnie jak inni menedżerowie, Żyto musiał mierzyć się z domowym torem, który nie zawsze był taki, jak życzyłaby sobie tego drużyna. W kilku meczach wykazał się trenerskim cwaniactwem, które utrzymywało zielonogórzan przy życiu. Szóste miejsce w rankingu może być dla Żyto tylko małą nagrodą pocieszenia.7. Tomasz Bajerski (eWinner Apator Toruń) - 4,17Bardzo poprawny, ale bez fajerwerków. Beniaminek z Torunia jakoś bardzo nie drżał o spadek, ale zabrakło nam czegoś ekstra w wykonaniu Bajerskiego. Na pewno słabo zaprezentowali się juniorzy tego klubu, co jest zresztą największym zarzutem w jego stronę. Ze zdziwieniem odebraliśmy informacje mówiące o tym, że toruńscy działacze sondują wymianę menedżera. Naszym zdaniem Bajerski obronił swoją pozycję i powinien dostać szansę pracy z nową, silniejszą drużyną. Przyszły rok może być dla niego prawdziwym sprawdzianem. Tymczasem dziś może powiedzieć - "misja wykonana".8. Janusz Ślączka (ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądza) - 3,28Najgorszy menedżer PGE Ekstraligi? Tak wychodzi z naszego rankingu. Oczywiście oddajemy Ślączce co jego, czyli utrzymanie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że więcej w tym wszystkim było szczęścia. Falubaz poniekąd spadł na własne życzenie, a GKM po prostu skorzystał na nieporadności zielonogórzan. Niemniej jednak sukcesu drużyny w żaden sposób nie podważamy. Swoją drogą wiele decyzji taktycznych Ślączki w tym roku było niezrozumiałych. Nie był też "tygrysem" w parku maszyn. Wielokrotnie na odprawach w trakcie meczów więcej do powiedzenia miał Robert Kościecha, który momentami sprawiał wrażenie, jakby to on prowadził zespół. Kto wie, być może kiedyś grudziądzcy działacze powierzą mu taką misję.