Mateusz Wróblewski, INTERIA: Jak wrażenia z obozu w Hiszpanii? Wszystko poszło tak, jak to sobie zaplanowaliście? Sławomir Kryjom, Fogo Unia Leszno: - Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Zawodnicy codziennie mieli dwie jednostki treningowe: kolarstwo i motocross. Były też zajęcia na siłowni dla chętnych, a towarzyszyła im wysoka frekwencja. To budzi podziw, bo drużyna mocno się w obóz zaangażowała. Obóz został przepracowany bardzo dobrze, a podsumowanie i relację kibice mogli obserwować za pośrednictwem social mediów. To nie były wakacje, tylko okres ciężkiej pracy dla zawodników. Taki obóz to szansa na integrację drużyny czy bardziej przygotowanie do sezonu i ciężkie treningi? - Obóz ma tę fajną funkcję, że nie tylko ciężko pracujemy, ale też jesteśmy wszyscy razem. To ma bardzo dobry wpływ na zespół. Nowy zawodnik, jakim jest Andrzej Lebiediew też dobrze czuł się w towarzystwie. Taki obóz daje porządnego kopa przez startem sezonu, bo widać u zawodników głód jazdy. Ten czas został bardzo dobrze spożytkowany. Obóz na duży plus. Andrzej Lebiediew jako nowicjusz w zespole przeszedł jakiś chrzest? - Bez przesady. To doświadczony zawodnik. Co prawda w każdym klubie panują inne zasady, ale takich zawodników się nie chrzci, bardziej robi się to z debiutantami. Andrzej dobrze wkomponował się w zespół i dobrze się u nas czuje. Ma świetny kontakt z każdym z zawodników. To budujące. Po kontuzji Kołodzieja nie ma już śladu. Zengota nie jeździł na motocrossie Jak radził sobie na crossie Janusz Kołodziej? Wiemy, że po sezonie przeszedł operację. Czy jego stan zdrowia już w pełni pozwala na uprawianie żużla? - Janusz prezentował się bardzo dobrze i może normalnie jeździć. To człowiek wielu talentów. Jedyne co można zauważyć, to fakt, że zawodnicy wyciągają wnioski po wypadkach sprzed paru lat. Nie podejmują zbytniego ryzyka. Trenują na motocyklach, ale ryzyko jest praktycznie wyeliminowane do zera. Nie ma długich skoków i szybkich najazdów na zakręty , więc urodziła się u żużlowców świadomość, że motocross jest kontuzjogenny. Wracając do Janusza Kołodzieja - wyglądał bardzo dobrze na motocyklu, trenował z drużyną i będzie z zespołem trenował też na torze w ostatniej fazie przygotowań do sezonu. Przed rokiem Grzegorz Zengota nie trenował na crossie ze względu na kontuzję stopy, jaką odniósł kilka lat temu. Coś się w tym aspekcie zmieniło? - Grzegorz Zengota trenował na rowerze oraz brał udział w treningach ogólnorozwojowych. Na motocrossie nie jeździł. Unia wyjedzie na tor w najbliższy weekend Unia Leszno słynęła z tego, że szybko zawodnicy wyjeżdżali na tor. Tymczasem inne kluby już wyjechały, Leszno wciąż nie. To będzie problem? Kiedy macie zamiar wyjechać na tor. - Gdybyśmy chcieli, to moglibyśmy trenować w Lesznie już od co najmniej tygodnia. Liga startuje 12 kwietnia. Nie widzieliśmy żadnego sensu żeby szybciej wyjeżdżać na tor. Mamy zaplanowanych sześć treningów przed pierwszym sparingiem. Do tego dochodzi siedem spotkań sparingowych i memoriał Alfreda Smoczyka. Jazdy w marcu będzie bardzo dużo. Zawodnicy nie będą narzekać na nudę. Na nasz tor wyjedziemy w najbliższą sobotę lub niedzielę. Zaplanowaliście kilka sparingów. Czy od początku macie zamiar testować sprzęt pod kątem startów w nowym sezonie czy na początku skupicie się na rozjeżdżeniu? - Pierwsze sparingi służyć będą rozjeżdżeniu. Zawodnicy oczywiście mają sprzęt do sprawdzenia, więc będziemy wprowadzać nowe elementy. To indywidualna sprawa każdego zawodnika. Sprzętu do testów mamy sporo, a musimy znaleźć takie rozwiązania, żeby tor, sprzęt i ustawienia zgrały się w całość. To zadanie na czas do 6 kwietnia. Czuje pan presję związaną z powrotem do leszczyńskiego żużla? Wymagania kibiców względem pana są duże. - Presja jest nieodzownym elementem sportu, więc oczywiście, że jest odczuwalna. Wracam do klubu po 13 latach i wiem, że nie mamy najmocniejszego składu w lidze. Niektórzy typują nas nawet do spadku z ligi, więc musimy wykonać kawał ciężkiej roboty. Warunki do tego, żeby wyniki były dobre, są spełnione. Wszystko rozegra się w głowach i rękach zawodników, a także w głowach sztabu szkoleniowego. Warunki muszą być powtarzalne. Co będzie dla pana sukcesem po nadchodzącym sezonie? Stawia pan przed sobą jakiś cel? - Do każdego meczu trzeba podchodzić jak do nowej historii, nowego rozdziału w książce. Chcemy wygrać jak najwięcej spotkań i mam nadzieję, że uda się wygrać wszystkie domowe mecze żeby mieć spokojną głowę i nie patrzeć nerwowo na tabelę. Potencjał zespołu jest taki, że spokojnie możemy myśleć o środku tabeli, a być może uda się sprawić niespodziankę. Nie mogą bać się Falubazu i GKM-u Od kogo Unia Leszno jest - przynajmniej na papierze lepsza spośród Ekstraligowych zespołów? - Papier wszystko przyjmie. Pytanie, kto po tym papierze pisze. Jeśli chcemy w tej Ekstralidze być i jeździć, to nie możemy się obawiać takich drużyn, jak Falubaz Zielona Góra, GKM Grudziądz. Uważam, że Apator Toruń i Włókniarz Częstochowa mają składy porównywalne do naszego. Mamy swoje atuty. Patrzę w szczególności na naszych juniorów, którzy powinni jeździć na tyle, na ile wskazuje ich potencjał. Mam nadzieję, że w sezonie 2024 tak właśnie będzie. Czy podczas meczów z Falubazem i GKM-em będziecie podwójnie skupieni i zmotywowani? To w teorii główni rywale w walce o utrzymanie w Ekstralidze. - Cały czas będziemy skupieni i zmotywowani, niezależnie czy pojedziemy z Falubazem czy Motorem Lublin. Spotykają się dwa składy złożone z ośmiu ludzi i każdy z przeciwników jest do pokonania. Każdy mecz to osobny rozdział. Na co pana zdaniem stać Unię? Utrzymanie, play-off, a może atak na medal? - To wszystko zweryfikuje tor. W Lesznie pracowałem już w różnych warunkach. W 2007 roku mieliśmy przedostatni budżet, a zdobyliśmy złote medale DMP. Pracowałem też w Toruniu, który mógł pozwolić sobie na każdego zawodnika, jakiego tylko chciał, a nie udało się zdobyć żadnego medalu. Nie będę się bawił zatem we wróżkę.