Wadim Tarasienko został w Gdańsku dwukrotnie wykluczony po tym, jak zawinił przy upadkach Krystiana Pieszczka. To nie ulega wątpliwości. Niesmak budzi jednak postawa tego drugiego, który w obu tych sytuacjach mógł utrzymać się na motocyklu, ale tego nie zrobił, bo mu się nie opłacało. Spadłby co najmniej o jedną pozycję, a może i więcej. Tarasienki już by nie dogonił, bo w Gdańsku nie tak łatwo o mijanki. Upadając, dał sędziemu poważny argument do wykluczenia rywala, bo jednak kontakt był. A jeśli kontakt jest, to arbiter powinien wykluczyć zawodnika, który starcie wywołał. Obie strony mają swoje racje, ale regulamin jest za Pieszczkiem. Sprytnie się zachował, wiedząc że może liczyć na udział w powtórce. Tarasienko był rozczarowany, ale jakby nie patrzeć, winny. Nieco inna była akcja z Grigorijem Łagutą i Glebem Czugunowem. Starszy z Rosjan na prostej mocno podjechał rywala, powodując wytrącenie go z rytmu jazdy i wplątanie się jego nogi w sprzęt. Żużlowiec Betardu Sparty co prawda nie upadł, ale momentalnie zniechęcił się do jazdy, co postanowił zademonstrować sędziemu. Ten zaś dokładnie obejrzał powtórki i postanowił wykluczyć Łagutę, co wywołało falę dyskusji. Mówiono, że jeśli do takich ataków nie będziemy dopuszczać, to przestańmy bawić się w żużel. Z jednej strony Czugunow mógł zacisnąć zęby i jechać dalej, ale z drugiej przecież Łaguta był winny i faktycznie mu przeszkodził. Są tacy, którzy robią to regularnie To nie jest nowa rzecz w obecnym żużlu. Jest kilku zawodników, którzy upadają regularnie w sytuacjach utraty korzystnej pozycji i zawsze twierdzą, że na inną reakcję nie mieli szans. W zasadzie każde podjechanie rywala np. pod Piotra Pawlickiego kończy się upadkiem żużlowca Fogo Unii. - Upadki dzielę na takie, po których widać, że nie było szans na utrzymanie się na motocyklu i takie, w których zawodnik wykorzystuje regulamin, licząc na lepszy start w powtórce. Nie będę oceniał, z jakimi mieliśmy do czynienia w Gdańsku czy Lublinie. Czasami zawodnik korzysta z furtki, jaką jest ponowny start biegu i czeka na kontakt z rywalem - ocenia Mirosław Kowalik, były żużlowiec. Niegdyś rzucono pomysł, aby wprowadzić do regulaminu zapis o tym, by sędzia mógł powtarzać wyścig w czwórkę, niezależnie od tego, gdzie wydarzyła się sporna sytuacja. Obecnie może to robić tylko wówczas, gdy zajście ma miejsce w pierwszym łuku. Możliwość dopuszczenia wszystkich uczestników rywalizacji do udziału w powtórce wyeliminowałaby jednak znaczną część aktorskich upadków, bowiem przestałoby się to kalkulować. Takie zachowanie ma na celu wyrzucenie rywala z powtórki, a w przypadku braku wykluczenia nie byłoby sensu ryzykować kontuzją, kładąc motocykl. - Trudno mi powiedzieć coś na ten temat, bo od tego jest sędzia. A w takich przypadkach sędzia jest bezradny - mówi Kowalik. Niepokojące jest to, że upadki przez dużą część środowiska ocenianie jako "kontrolowane" przydarzają się niemal wyłącznie ciągle tym samym zawodnikom. Może to jednak spowodować niebezpieczne sytuacje. Wyobraźmy sobie np. żużlowca X, który w następnej kolejce będzie chciał wyprzedzić Pieszczka, ścinając mocno do krawężnika i jadąc blisko rywala. Stwierdzi, że to nie bardzo ma sens, bo rywal może się przewrócić. Będzie więc pchał się po zewnętrznej, nawet na siłę, bo będzie wiedział, że lepiej nie ryzykować jadąc po małej. Może to rodzić kolejne konfliktowe sytuacje, ale wydaje się, że mamy do czynienia ze zjawiskiem, na które nie ma żadnej recepty. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź