339 żużlowców straciło życie podczas walki na torze (dane na 20.02). Trudno znaleźć inną dyscyplinę, w której ofiar byłoby aż tak wiele. Oczywiście wypadków śmiertelnych zdarza się już coraz mniej, dzięki lepszym zabezpieczeniom dla zawodników oraz dmuchanym bandom, które uratowały życie wielu żużlowców. Organizowane są w Polsce memoriały poświęcone zmarłym żużlowcom, lecz wielu patronów imprez nie zginęło na torze. Zaś ci, którzy ukochanej dyscyplinie oddali to, co mieli najcenniejszego, są często pominięci. Zwłaszcza tacy, którzy nie byli wielkimi gwiazdami. To smutne, bowiem w takich przypadkach nie należy mówić o sportowej klasie, tylko o tragedii człowieka. Faktem jest, że Edward Jancarz czy Alfred Smoczyk (choć bezsprzecznie byli żużlowymi ikonami) nie stracili życia na torze, w przeciwieństwie np. do Mariana Rose, Kazimierza Araszewicza lub Wojciecha Kiełbasy. Na upamiętnienie zasługuje każdy, nie tylko ten, który wygrywał. W chwili obecnej wygląda to tak, że na świeczniku są tylko ci najbardziej znani (mówi się już o memoriałach Szczakiela czy Plecha), a pozostali odchodzą w zapomnienie. W ogóle turniejów memoriałowych jest już mniej niż kiedyś. Dobra informacja jest taka, że w Bydgoszczy po wielu latach wraca Kryterium Asów, które jest hołdem dla Mieczysława Połukarda. Zwróćmy uwagę na patronów ulic w miastach. Owszem, często są to osoby wybitnie zasłużone w skali kraju: Kościuszko, Chopin, Paderewski, Piłsudski itd. Ale ogromna część ulic jest poświęconych mniejszym, lokalnym bohaterom - malarzom, pisarzom, społecznikom czy po prostu zwykłym ludziom, którzy w jakiś sposób zapisali się w historii miasta. Nie byłoby żadnym problemem zorganizować co roku turniej dla wszystkich ofiar sportu żużlowego, a nie tylko dla wybranych. Oddzielnie oczywiście można robić zawody takie, jak np. memoriał Jancarza, ale należy po raz kolejny powtórzyć, że legenda Stali nie zginęła na torze. Tak na dobrą sprawę jako wzór można by podać zielonogórski memoriał rycerzy speedwaya, czyli zawody poświęcone zmarłym żużlowcom tego klubu. W zasadzie każdy inny ośrodek mógłby organizować coś podobnego, obsadzonego choćby juniorami, dla których wszystkie zawody są na wagę złota. Nie ma bowiem chyba w Polsce zespołu, którego choć jeden zawodnik nie straciłby w historii życia na torze żużlowym. W trakcie czynnej kariery oczywiście liczy się ten, który jest najlepszy, ale w obliczu śmierci wszyscy są równi, niezależnie od poziomu sportowego. Warto także zauważyć, że mimo teoretycznie towarzyskiego charakteru zawodów, żużlowcy memoriały często traktują poważnie i zwycięstwo np. w memoriale Smoczyka dla każdego jest sporym prestiżem. A niegdyś było jeszcze większym, bowiem obok finałów imprez krajowych, to właśnie tego typu turnieje były najważniejsze. Obecnie zdarzają się memoriały słabo obsadzone, czasem nawet w niekompletnej stawce. Wydaje się, że jeśli już ktoś podejmuje wyzwanie organizacji takiego turnieju, dobrze by było, gdyby zadbał o niego w każdym aspekcie, bowiem są to zawody w pewnym sensie wyjątkowe. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>