Kamil Hynek, Interia: Czy wygrywając z eWinner Apatorem na wyjeździe Eltrox Włókniarz wstał w ubiegłą niedzielę z kolan i teraz będzie już z górki? Łukasz Banaś, radny Częstochowy: W Toruniu wreszcie zobaczyłem drużynę walczącą i jeżdżąca z pazurem. Czyli taką, jaką chciałem widzieć w tym sezonie i, którą widziałem z ubiegłym roku. Od samego początku wierzyłem i prezes Świącik mi świadkiem, bo nawet do niego dzwoniłem, że my ten Toruń zdobędziemy. Mamy silny zespół i to musiało w końcu odpalić. To był ostatni dzwonek żeby realnie myśleć o awansie do czwórki? Po porażce z Toruniem nie byłoby już czego w niej szukać? Matematyka dawałaby nam jeszcze szanse, ale chodziło o to żeby drużyna się obudziła. W Toruniu dano nam nadzieję. Teraz trzeba potwierdzić, że to nie był przypadek. Mankamentów do wyeliminowania jest jeszcze sporo. Kacper Woryna zawodzi na całej linii. To prawda, braki są, ale to tylko pokazuje ogromny potencjał tej ekipy. Kacper był w poprzednich meczach pod ochroną, ale coraz odważniejsze decyzje menedżera Świderskiego wskazują, że taryfa ulgowa się skończyła, fory minęły. W tym momencie Kacper jest najsłabszym ogniwem i nie można na niego stawiać, kiedy cierpi na tym wynik zespołu. Woryna musi się ogarnąć. Grzechem byłoby puszczać Worynę, a kisić w nieskończoność i nie dawać pięciu biegów Kubie Miśkowiakowi. Wasz junior od kilku spotkań jest w fenomenalnej dyspozycji i zdobywa punkty lidera. Zgadzam się. Trzeba wyciskać go do maksimum jak cytrynę. On prezentuje się chyba najlepiej i najrówniej w całej drużynie. Postawiłbym go ciut wyżej od Madsena. Jak to brzmi prawda? Ale nie zapominałbym też o Mateuszu Świdnickim. W Toruniu, w końcówce wyjechał do jednego biegu, wygrał go, a przecież po drodze zaliczył jeszcze brzydki upadek, za który odpowiada Miedziński. Mamy kim się oprzeć nie tylko wewnątrz podstawowej siódemki. Ten ósmy - rezerwowy też jest wartościowym zawodnikiem, a nie tylko wstawionym na sztukę tzw. kewlarem. A wierzy pan w odrodzenie Woryny? Za chwilę będziemy w połowie rozgrywek, a ja np. światełka w tunelu nie dostrzegam. Poprzedniego sezonu też nie miał wybitnego, ale w tym roku jestem bardzo negatywnie zaskoczony jego poziomem sportowym. Chłopak ma papiery na jazdę, natomiast jest pogubiony. Słyszę, że ciężko go wygonić na treningach ze stadionu, jest zmotywowany, wypruwa sobie żyły, ale dalej wozi ogony. W mojej ocenie, jeśli dalej będzie tak cieniował, warto się pochylić nad zastąpieniem go w dłuższej perspektywie Świdnickim. Niech łapie wyścigi, zwłaszcza, że gorzej niż Kacper nie pojedzie. A może Worynie przyda się taki bat? Trochę jak mu zawieje jedzie Fredrik Lindgren. Przeplata niezłe mecze słabszymi. I tak się zastanawiam, czy w Toruniu, to była wina starcia już w pierwszej serii z Robertem Lambertem. Szwed został wykluczony i zaczynał spotkania od siódmego biegu, czyli praktycznie uciekła mu pierwsza część zawodów. Czy raczej powinniśmy się przyzwyczaić do chimerycznych występów waszego asa. Oglądałem mecz w telewizji i z kanapy ten upadek nie wyglądał jakoś dramatycznie. Sam Fredrik nie czuł się dobrze i dla świętego spokoju wolał się udać na badania. Być może kolizja odbiła się na jego dyspozycji, ale skłaniam się ku pana opinii, że Lindgren jeździ w kratkę i ogólnie jest pod kreską. A to on i Madsen ciągnęli w ostatnich latach Włókniarza za uszy. Innym szło gorzej, ale jeśli rozważaliśmy punkty skandynawskiego tandemu, w ciemno zakładaliśmy, że wykręcą dwucyfrówki. Obecnie takiego komfortu nie ma, bo i Madsenowi zdarzają się słabsze dni. A ma pan swoją teorię na to, że Włókniarz na domowym torze, to obraz nędzy i rozpaczy? Historie torowe Włókniarza mają już długą brodę. To trudny i złożony temat. Ten ostatni mecz u nas przeciwko Betard Sparcie był małym poligonem doświadczalnym. Zrobiło się ciepło, nagle wyszło słońce i nawierzchnia się spiekła. Tor stał się mega twardy, jak na treningach szkółki. Nie zmienia to faktu, że Wrocław szybko się do tych warunków dostosował, a my błądziliśmy jak dzieci we mgle. Zresztą co to za tłumaczenie... mamy teraz trochę przerwy od spotkań u siebie, będzie czas na spokojną pracę i trzeba coś z tym torem wreszcie zrobić. Mam nadzieję, że na kolejną potyczkę z Grudziądzem będzie już przygotowany porządnie, pod naszych zawodników. Zwyciężając w Toruniu odrobiliście klęskę z Betard Spartą, ale marząc o play-offach, to te spotkania w Częstochowie trzeba bezwzględnie przechylać na swoją korzyść już do końca sezonu. Znów odnosząc się do minionych rozgrywek, proszę zauważyć, że mu potrafiliśmy wracać z pełną pulą z wyjazdów. Tylko co z tego, skoro za chwilę zawalaliśmy w domu. Jak jeszcze dopracujemy "własne śmieci", jestem przekonany, że zapukamy do czwórki. Sparta po odprawieniu nas, później stłukła niemiłosiernie niepokonanego lidera z Gorzowa więc Wrocław nawet bez Woffindena jest w tym roku piekielnie silny. Stal jest do ugryzienia i może ktoś uzna, to za szaleństwo, ale osobiście liczę na zwycięstwo na Jancarzu. Po serii porażek na trenera Piotra Świderskiego spadła lawina krytyki, że być może w sztabie szkoleniowym potrzebne są radykalne zmiany. Pana zdaniem za szybko wystawiono mu negatywną ocenę, trzeba mu dać spokojnie pracować? Nawet tak utytułowany szkoleniowiec jak Marek Cieślak ma swoje grono zajadłych krytyków. Ile razy na nim psy wieszano, gdy Włókniarzowi nie szło. Baron, Żyto po dotkliwych porażkach również obrywają po głowie. Owszem, Świderski jest przedstawicielem nowej fali menedżerów, zaczyna z wysokiego konia, a takim ludziom lubimy patrzeć na ręce. Mojego zaufania Piotr nie nadszarpnął. On bardziej przyodział buty menedżera niż trenera. Ma spinać zespół w całość. No bo czego można nauczyć Madsena? Cieślak skończył karierę przeszło trzydzieści lat temu, żużel się zmienił nie do poznania. Bazował na doświadczeniu. Swiderski jeszcze niedawno był czynnym zawodnikiem, z niektórymi chłopakami stawał pod taśmą. Zna tory. Pan za to doskonale zna prezesa Michała Świącika. Szef Włókniarza lubi chlapnąć coś pod wpływem emocji. Ostatnio publicznie zrugał Leona Madsena, bo ten zaliczył wtopę, choć raz na cztery lata przyzna pan, że każdy ma prawo do słabszego dnia. Pan już jest przyzwyczajony, że taki urok prezesa, czy stoi na straży, że powinien jednak trzymać nerwy na wodzy? Patrzę na inne zespoły ekstraligowe i w każdym znajdziemy kogoś kto strzela z ostrej amunicji. Na pierwszym planie są menedżerowie, dyrektorzy, a u nas wszystko spina prezes. Siedzi w tym biznesie nie od dziś i przyjął taka metodą, że czasami nie ugryzie się w język, otwarcie artykułuje co mu się nie podoba. Chociaż też bym nie demonizował, mam wrażenie, że jest go teraz i tak mniej w mediach. Taką ma naturę, że wykłada kawę na ławę. Zawodnicy też lubią publicznie wbić w szpilkę i nikt z tego powodu afery nie robi. Ale czy to źle, że prezesowi zależy na drużynie i chce żeby wszystko działało w niej jak w zegarku? Michał wyciągnął klub z bagna, wykonał ogromną pracę, żeby wyjść z nim na prostą. A z różnych źródeł wiem, że podpinali się pod niego różni ludzie, którzy chcieli się klubem zaopiekować, ale albo nie umieli, albo myśleli, że na Włókniarzu uda się zrobić biznes. Tymczasem Michał po swojemu, małymi kroczkami zbudował jedną z najlepszych marek w Polsce. Za to szacunek. Eltrox Włókniarz występuje w PGE Ekstralidze, a Raków Częstochowa odniósł niesamowity sukces w PKO Ekstraklasie, bo za taki trzeba uznać wicemistrzostwo Polski. Na dodatek oprócz srebrnych medali do gabloty dołożył cenne i prestiżowe trofeum, jakim jest Puchar Polski oraz awansował do europejskich pucharów. Co jest w takim razie w Częstochowie dyscypliną numer jeden? Teraz ciężko powiedzieć, aczkolwiek zawsze o tym przesądzała liczba kibiców na trybunach. Osobiście strasznie cieszę, że mamy pod Jasną Górą dwie drużyny, które są dumą miasta i robią furorę na arenie krajowej, świetnie nas reprezentując. Dobre wyniki Rakowa przyciągnęły całą masę fanów, natomiast Włókniarz zawsze mógł liczyć na te minimum siedem tysięcy na trybunach. Ratusz stać żeby wspierać dwa, nie ma co ukrywać wymagające bardzo dużych nakładów finansowych kluby? Jeśli będzie taka wola, to oczywiście, że tak. W tym roku np. Raków nie skorzystał z promocji miasta poprzez sport, ponieważ otrzymał lepszą ofertę. Trochę innymi prawami rządzi się PKO Ekstraklasa i PGE Ekstraliga. Miasto ściśle współpracuje z oboma ośrodkami, prezydenci spotykają się z prezesami i mam nadzieję, że kiedy przyjdzie czas decyzji, strony bezproblemowo się dogadają. Do tej pory nie było z tym kłopotów. Czyli nie ma tak, że Włókniarz ma problem z Rakowem i ten sukces nie jest im na rękę? Kiedy Raków grał w niższych ligach, ale piął się stopniowo do góry, a Włókniarz zdobywał medale, to klub żużlowy prowadził piłkarzy po dotację. Ale nie tylko Raków, bo i Skrę, czy inne sekcje w mieście. Otrzymując większą dotację, te kluby też brały czynny udział w procentowo większym podziale tortu. Inna sprawa, że te kwoty na sport z roku na roku w Częstochowie rosną. Teraz mamy odrobinę trudniejszy okres, bo jednak koronawirus odciska olbrzymie piętno, ale wcześniejsze decyzje rządowe bardzo znacząco wpływają na budżety i funkcjonowanie samorządów. Jednym słowem, Włókniarz może spać spokojnie. Jak najbardziej. Czym innym jest zarządzanie klubem i dbanie w nim o płynność finansową, a czym innym jest wynik sportowy. W tym drugim przypadku raz się wygrywa, a raz przegrywa, natomiast wiem, że za sterami w klubach stoją profesjonaliści. W Rakowie i Włókniarzu ludzie znają się na rzeczy. Przewagą Rakowa jest globalność piłki i to, że może się teraz zareklamować na arenie międzynarodowej. W Polsce sportem narodowym jest piłka nożna. Nie łudźmy się, tego w życiu nie przeskoczymy. Ale we Włókniarzu występują Leon Madsen i Fredrik Lindgren, a więc zawodnicy cyklu Grand Prix, należący do ścisłej czołówki światowej. Każdy wie kim są te postaci i, że oddają swoje zdrowie dla Częstochowy. Oni na swój sposób także doskonale promują nas w Europie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź