Kamil Hynek, Interia: Kacper Woryna i Bartosz Smektała przedłużyli kontrakt z Eltrox Włókniarzem Częstochowa, Szymon Woźniak uczynił to samo wiążąc się nową umową z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Zawodnicy znikają z listy transferowej z prędkością światła. Jacek Frątczak, były menedżer, ekspert żużlowy: Nie chodzi tutaj raczej o finanse i mam wrażenie, że składy niewiele się zmienią, a wynagrodzenie dla zawodników nie skoczy drastycznie do góry. Zarobią przede wszystkim ci, którzy zaliczyli największy progres. Dla nich podwyżki są nieuniknione. To dlaczego prezesi i żużlowcy tak się spieszą? - Zawodnicy kierują się wypłacalnością. Jeżeli klub regularnie wywiązuje się ze zobowiązań kontraktowych, nie ma potrzeby szukania kwadratowych jaj. Poza tym zawodnicy wyżej niż kasę stawiają stabilizację i nie kwapią się do wyjścia ze strefy komfortu. Takim sposobem kupują sobie święty spokój i mają czystą głowę w zimie. Słyszymy, że kolejni zawodnicy planują osiedlić się w naszym kraju. Nikt nie będzie chciał dla 200-300 tys. więcej zmieniać barw klubowych, kiedy na stole położą przed nim wieloletnią umowę. Słyszymy, że Martin Vaculik negocjuje trzyletni kontrakt z Moje Bermudy Stalą. Gwiazda tego pokroju, co Słowak mogłaby przebierać w ofertach i skusić się na lepsze pieniądze w innym klubie, ale nie robi tego. Jeden konkretny transfer ruszy lawinę. - Mówimy wtedy o klasycznym wyciągnięcie cegły z muru. Wyjmiemy jedną i cała misternie budowana konstrukcja zaczyna się sypać. Przytrzymam się tego Vaculika, bo to świetny przykład. Proszę zauważyć, jakie jego odejście z Zielonej Góry spowodowało komplikacje. Odszedł lider i wynik sportowy leży, drużyna Falubazu drży o ligowy byt. Ale wracając do pana pytania, nie spodziewam się ekstremalnych i wariackich ruchów na giełdzie. To komu bardziej zależy na tak szybkim załatwieniu sprawy? Zawodnikom, czy prezesom? - Nie oszacuję tego procentowo. W mojej opinii to jest w interesie obu stron. W tym układzie wilk jest syty i owca cała. Wolałbym się skupić na innej ważnej rzeczy... Jakiej? - To tempo budowy składów na sezon 2022 jest zabójcze dla beniaminka. A przecież w eWinner 1. Lidze nie zakończyła się jeszcze runda zasadnicza. Jesteśmy dalecy od rozstrzygnięć, kto awansuje do PGE Ekstraligi. Załóżmy, że znowu wchodzi ROW Rybnik. - Trzy lata temu zawieszono Grigorija Łagutę i tylko ze znanych sobie pobudek, mimo, że obiecał wrócić po odbyciu kary dopingowej, zdezerterował, uciekł do Motoru Lublin. Automatycznie, zamiast utrwalić swoją pozycję w PGE Ekstralidze ROW balansuje teraz między ligami i ma gigantyczne problemy z konstrukcją składu. Zespół awansuje, ale karty ponownie będą już dawno porozdawane. Dlatego nie dziwi fakt, że beniaminek tak optuje za wprowadzeniem KSM-u. To też jeden z czynników, dlaczego mamy mały wysyp kontraktowy. Dlaczego? - Zawodnicy nie chcą zostać na lodzie, dlatego jeśli Speedway Ekstraliga wprowadzi KSM, a żużlowiec z ważnym kontraktem według nowych przepisów nie będzie do niego pasował, pewna kwota musi wpłynąć na jego konto. Najoględniej rzecz ujmując prezesi i zawodnicy boją się, że za pięć dwunasta pojawi się nowy regulamin, którego warunki nie są dla nikogo znane. Dostał pan kolejny argument skąd ten pęd. W teorii prawo nie powinno przecież działać wstecz. Czyli boi się pan, że jednym zarządzeniem wszystkie koncepcje wylecą w kosmos? - Pamiętajmy o umowach cywilno-prawnych. Speedway Ekstraliga od dawna mówiła o ty, że jej nie interesuje, to co się dzieje poza oficjalnym kontraktem. To jest ogólny problem rynku. Jest mała podaż zawodników z jednej strony, a z drugiej ich lwia część nie chce zmieniać otoczenia, natomiast na zmianę reguł gry są konkretne paragrafy. Trudno, może ktoś np. z logo Cash Brokera będzie jeździł w kewlarze Motoru Lublin. To jest ryzyko tego, kto zapłacił. KSM byłby niesamowitym szach-matem Speedway Ekstraligi. - Ale Speedway Ekstraliga głośno o tym wspominała, że jeżeli sytuacja na rynku transferowym będzie wymykała się spod kontroli, taką furtkę sobie zostawiają. Tylko kto jest takim rozwiązaniem naprawdę zainteresowany? Poza beniaminkiem raczej nikt i to jest jego kłopot. Inna sprawa, że ceny, które fruwają w powietrzu nie są dla nikogo żadną tajemnicą. Zresztą Robert Dowhan napisał niedawno w felietonie dla waszego portalu, że wszystko już od dawna wiadomo. Wszyscy boją się, że skoro nowy kontrakt telewizyjny opiewa na astronomiczną kwotą 242 milionów złotych, to znaczna część tej kasy automatycznie powędruje do kieszeni zawodników. O Patryka Dudka już trwa licytacja na jakimś kosmicznym poziomie finansowym. Zawodnik Falubazu może liczyć na rekordowe uposażenie - Za taki transfer zawsze trzeba zapłacić nieproporcjonalne pieniądze. Tylko, że wzięcie Dudka z Zielonej Góry będzie możliwe pod jednym warunkiem. Jeśli Falubaz pożegna się z PGE Ekstraligą. W innym wypadku nie widzę tego. No tak, w tej chwili dyskutujemy czysto hipotetycznie. - Bo mogę się z panem założyć o butelkę dobrego trunku, że w przypadku, gdy Falubaz się utrzyma, to zostanie tutaj za dobre, ale rozsądne pieniądze. Dużo ma pan tych tez na zabetonowaną giełdę. Z niej dobiegają jednak różne informacje. - Docierają sygnały, że Janusz Kołodziej dostał świetną propozycję z Lublina, a jednak nie spieszy mu się wyprowadzać z Leszna. On nie odejdzie z Fogo Unii, bo raz, że osiąga tam sukcesy, a dwa świetnie się w tym środowisku czuje. To nie jest gość, który połasi się na "parę groszy" więcej. Ile przewiduje pan takich zmieniających układ sił roszad? - Góra trzy. Mówimy o ścisłym topie PGE Ekstraligi. I tu wracamy do naszej pogadanki o cegłach w murze. Najczęściej wykonuje się tzw. transfer zwrotny. Wrogie przejęcie. Ty mi tego, to ja tobie tamtego. - Dokładnie. Jeżeli dowiaduję się, że ktoś chce mi podkraść zawodnika, to ja szykuję akcję odwetową i ruch zwrotny w celu osłabienia rywala. Gdzie się pan nie spodziewa zmian? - Podejrzewam, że status quo zachowają we Wrocławiu i Gorzowie. W Lublinie poza jedną pozycją też nie będzie spektakularnych przemeblowań. Spodziewam się natomiast jednego konkretnego ruchu w Toruniu i wymiany jednego, ale niekluczowego ogniwa w Częstochowie, czyli tam gdzie jest paląca potrzeba wzmocnienia składu. Dużo będzie również zależeć od tego, kto uniknie degradacji. To zdeterminuje wyjmowanie klocków. Sporą kartę przetargową będą miały kluby, które co roku za cel stawiają sobie play-offy. Cztery mecze więcej działają na wyobraźnię zawodników. - Nie tylko. Zawodnicy lubią się otaczać tzw. maszynkami do zdobywania punktów. To są polisy ubezpieczeniowe na jazdę o medale. Maciej Janowski aż cmoknął z zachwytu, jak dowiedział się, że do Betard Sparty przychodzi Artiom Łaguta. Martin Vaculik ucieszył się, że wraca do Gorzowa, bo tam jest armata w postaci Bartka Zmarzlika. Problem jest inny. Tak? - Bez KSM-u (w polskich ligach żużlowych w latach 1999-2002 oraz 2011-2013 obowiązywała tzw. kalkulowana średnia meczowa. KSM zawodnika = średnia liczba punktów zawodnika na bieg z sezonu poprzedniego bez uwzględniania oczek bonusowych x4) nie dostrzegam szansy na oderwanie się od ligi dwóch prędkości. I będziemy się w tym sosie kisić przez najbliższe kilka lat. Po informacji o tym, że Kacper Woryna zostaje w Eltrox Włókniarzu pomyślałem sobie, że prezes Michał Świącik popisał się majstersztykiem. Nie mam wątpliwości, że przy ewentualnym awansie do PGE Ekstraligi przez ROW Rybnik wychowanek Rekinów otwierał listę życzeń prezesa Krzysztofa Mrozka. - To duży cios dla rybnickiego środowiska. Współczuję prezesowi ROW-u, ale niestety alternatywy dla Woryny nie znajdzie. Oprócz tego, że jest deficyt Polaków, o solidnych wychowankach już nie wspomnę. To są właśnie te turbulencje związane z uzyskaniem statusu ekstraligowca. Nikt nie da teraz żadnej gwarancji Worynie i ROW-owi, że spotkają w PGE Ekstralidze. Niepewna przyszłość wiąże ręce. Ja to przerabiałem na własnej skórze. Atuty były po stronie Michała Świącika. On mógł przekazać Worynie: Masz określony czas na decyzje i dłużej na ciebie czekał nie będę. Może zakładanego celu nie zrealizowaliśmy, ale ja w tej PGE Ekstralidze nadal jestem, mam pewną kasę z tortu telewizyjnego. Pan Krzysztof Mrozek był w tym położeniu na straconej pozycji, nawet gdyby zaoferował Kacprowi dziesięć "baniek". Ta chęć parafowania długoterminowych kontraktów, to pochodna odkręconego strumienia kasy z telewizji? Prezesi mają zabezpieczenie na lata więc mogą szaleć kusząc zawodników kilkuletnimi umowami? - Właśnie o to chodzi. Oni te pieniądze zachomikują w "papierze". Klepiemy kontrakt na trzy lata i do widzenia. Reszta obchodzi się smakiem. W listopadzie zawsze żyliśmy transferami, a teraz będziemy umierali z nudów. - My to pół biedy. A co ma powiedzieć beniaminek? I to jest kolejny wątek do dyskusji, czy nie warto zamknąć ligi. A jakie jest pana stanowisko? - Oddałbym głos za zamknięciem. I wpuszczam tylko przysłowiowego wujka z Ameryki z portfelem wypchanym kasą, który będzie wstanie porozbijać towarzystwo? - Tak jak swego czasu Unia Tarnów weszła do Ekstraligi, a potem świętowała dwa z rzędu tytuły DMP dzięki kasie Rafinerii Trzebinia i Grzegorza Ślaka. Innej drogi chyba nie ma. Ile czasu to zajmie? - Kwestia dwóch sezonów. Szybciej zamkniemy ligę, czy wejdzie KSM? - I tu pan mnie ma. To jest dobre pytanie. Położyłbym to na szali. Ktoś prędzej czy później dojdzie do wniosku, że albo jedno albo drugie rozwiązanie jest koniecznością. Twierdzę, że datą graniczną dla KSM-u jest rok 2023. Jeśli wtedy nie będzie go w regulaminie, to założymy na ligę kłódkę. No i historia zatoczy koło. Przy KSM-ie przeciętni zawodnicy będą kosztować krocie. Chyba, że tak jak pierwotnie rozważano będzie on zliczany w ostatnich pięciu sezonów. Wówczas jakoś ta regulacja się obroni. Choć osobiście nie jestem jej orędownikiem. - Jest to jakiś pomysł i ma to sens. Nie spodziewałbym się jednak żadnych nowinek od nowego sezonu. Poczekajmy do 2023 roku i wtedy powiemy sprawdzam.