- Przyjechałem, zobaczyłem, zwyciężyłem - tak mógłby Greg Hancock opisać swój dwutygodniowy pobyt we Wrocławiu obejmujący pierwszy w tym sezonie ligowy mecz Betard Sparty z eWinner Apatorem Toruń (51:39). 4-krotny mistrz świata na żużlu w ciągu 14 dni uczestniczył we wszystkich treningach zespołu, pojechał z nim na sparing do Gorzowa, a całość zwieńczyła inauguracji sezonu. - W tym czasie Greg służył radą wszystkim zawodnikom bez wyjątku - wyjaśnia oficer prasowy Sparty Adrian Skubis. - Oczywiście, że więcej uwagi poświęcał młodym, ale kto tylko miał ochotę i potrzebę mógł do Hancocka podejść i zapytać o wszystko. W klubie przekonują, że nawet doświadczeni zawodnicy, jak choćby Maciej Janowski, chwalili sobie obecność Hancocka w parku maszyn. A patrząc na jazdę juniorów w spotkaniu z Apatorem można powiedzieć, że Amerykanin wykonał świetną robotę. Tak Przemysław Liszka, jak i Michał Curzytek zrobili w pierwszym meczu dobre wrażenia. Ważne punkty też dorzucili. Łącznie 7 plus bonus. Hancock nie tylko udzielał rad zawodnikom, ale i ściśle współpracował z menedżerem Dariuszem Śledziem. Skubis mówi, że ci dwaj stanowili sztab szkoleniowy i wspólnie podejmowali wszystkie decyzje. W najbliższych meczach już tak nie będzie, bo Hancock wrócił do Stanów. - Umowa nie zakłada jednak, że on będzie stale na miejscu. Wróci, kiedy będzie potrzebny - komentuje Skubis. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź