Nikołaj Kokin jest człowiekiem-instytucją w Lokomotivie Daugavpils. Wielu twierdzi, że jest ważniejszy od samego prezesa. Jeśli trzeba coś załatwić, najlepiej uderzyć do niego. Drużynę z Łotwy od lat prowadzi z sukcesami. Ma doskonałą umiejętność budowy drużyny i doboru zawodników, kiedy w kasie nie śmierdzi groszem. Jego Lokomotiv często był skazywany na pożarcie, a potem okazywał się rewelacją rozgrywek. Stawiał na nogi wielu zawodników po przejściach, którzy teraz są gwiazdami PGE Ekstraligi i eWinner 1. Ligi. Ma dar do pracy z młodzieżą. Spod jego ręki wyszło wielu świetnych żużlowców. O Olega Michaiłowa biło się w przerwie zimowej wiele klubów, ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk na czele. W zeszłym sezonie, natomiast objawił nam się kolejny niezwykły talent do oszlifowania przez Kokina - Francis Gusts. Marta Półtorak powiedziała niedawno, że gdyby dalej prowadziła klub, powierzyłaby Kokinowi pierwszą drużynę oraz dała wolną rękę przy pracy z młodzieżą. - Dziwię się, że nikt z Polski nie chce przejąć tego menedżera. To jeden z najbardziej niedocenianych trenerów w środowisku. Uważam go za świetnego fachowca. Udowadnia ten fakt na każdym kroku. Niedawny spadek ekipy z Daugavpils do 2. LŻ nie zmienia mojej opinii - mówiła. Kokin potwierdza, że odbył kilka rozmów z polskimi prezesami, ale brakowało w nich konkretów. - Telefony, które odbierałem nazwałbym niezobowiązującymi zapytaniami. Skąd? Zachowam to dla siebie - wyjaśnia enigmatycznie. - Przeważnie kontaktują się, kiedy jestem zajęty, albo trwa sezon. Chcieliby, żebym decyzje podejmował w pośpiechu, a u mnie tak to nie działa. Kiedy informuję, że nie jest to odpowiedni moment, albo potrzebuję czasu do namysłu, odzew się urywa - dodaje. Kokin nie ma jednak ciśnienia, żeby opuszczać ojczyznę i porzucać klub, w który jest od lat mocno zaangażowany. - Nie jest to coś, przez co mam bezsenne noce. W Daugavpils jest mi bardzo dobrze, dlatego nie widzę powodów, żeby stąd odchodzić. Razi mnie trochę, że w Polsce nie działa się z wyprzedzeniem, tylko wszystko jest robione na wariackich papierach. Choćby zmiany regulaminowe. Ja wyznaję inną filozofię - wyjaśnia szczerze. Trener zapewnia ponadto, że absolutnie nie jest przyspawany do stołka w Lokomotivie i gdyby ktoś z nim poważnie usiadł do stołu, jest otwarty na nowe wyzwanie. - Nie mówię nie. Fajnie by było wziąć jakiś polski klub, wychować zawodnika z innego kraju - kończy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a>