Obowiązujące obostrzenia w naszym kraju wciąż uniemożliwiają organizację imprez masowych z kibicami na trybunach. Co prawda do rozpoczęcia sezonu żużlowego pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale nic nie wskazuje na to, że sytuacja ulegnie zmianie. Prezesi mogą więc szykować się na najgorsze. Szczególnie źle mogą znieść to wszystko drugoligowe ośrodki, gdzie liczy się każdy grosz, a ponadto większość klubów, w przeciwieństwie do tych bardziej utytułowanych, nie posiada bogatych sponsorów. Przełożyć inaugurację chcieliby chociażby w Opolu. - Wszystko co robimy w klubie, robimy dla naszych kibiców, sponsorów, partnerów i samorządów. Dlatego trudno sobie wyobrazić jazdę bez udziału publiczności. Po drugie, nie ma co ukrywać, udział kibiców to spory zastrzyk gotówki dla każdego klubu, w tym głównie na drugoligowym froncie. Dlatego osobiście uważam, że jeśli pojawi się światełko w tunelu na otwarcie w maju-czerwcu stadionów dla publiczności nawet z ograniczeniami, to powinniśmy taką ewentualność wykorzystać i podjąć wspólnie decyzję o późniejszym starcie ligi - mówi prezes Zygmunt Ziemba w wywiadzie na stronie klubowej. Wiele wskazuje też na to, że za kilka tygodni będziemy oglądać podobne obrazki do tych z zeszłego roku. Działacz jest tego świadomy i jednocześnie oczekuje zmiany w testowaniu zawodników na obecność koronawirusa. - Jeśli one mają być znowu zastosowane, to poszedłbym jednak w kierunku testów przesiewowych, które pokażą czy ktoś ma, czy już przeszedł wirusa. One są zdecydowanie tańsze, a powiedzą więcej niż testy, które mieliśmy w tamtym roku. I oczywiście bardziej skupiłbym się teraz na lobbowaniu ewentualnego zaszczepienia środowiska żużlowego przed rozgrywkami. To pomogłoby w zasadzie wyeliminować kolejne zakażenia, ale także zluzować reżim sanitarny - zakończył. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź</a>