Sebastian Zwiewka, Interia.pl: Trener Janusz Ślączka podpisał kontrakt z MrGarden GKM-em Grudziądz. Czy jest pan zawiedziony, że nie udało się go zatrzymać? Grzegorz Leśniak, prezes Cellfast Wilków Krosno: Mieliśmy z trenerem Ślączką ważną umowę do końca października, czyli do końca sezonu 2020. Trener nie krył się z tym, że ma propozycje z innych klubów i zależało mu na szybkiej odpowiedzi od nas. Ja z kolei zawsze opieram się na analizie i wyliczeniach. Jestem odpowiedzialny za decyzje. Nie byłem w stanie złożyć Januszowi Ślączce propozycji, której realizacji byłbym pewny. Rozstaliśmy się zatem. Do nas spłynęły i nadal spływają zapytania od innych szkoleniowców. Nie będziemy spieszyć się z wyborem. W przypadku naszego klubu jest na tę decyzję jeszcze czas. Najważniejszy był okres transferowy czynny do 14 listopada i pozyskanie zawodników, a nie zatrudnienie trenera. Czyli dopiero w 2021 roku ktoś pojawi się na tym stanowisku? Najprawdopodobniej tak. Jak już wspomniałem - wpłynęło do nas sporo propozycji od trenerów, którzy chcieliby poprowadzić nasz zespół, ale w tej chwili nie zamierzamy rozpatrywać tych ofert. Nie pytam o konkretne nazwisko, jednak czy zgłosił się ktoś z "głośnym" nazwiskiem? Są to nazwiska trenerów, którzy niedawno prowadzili drużyny ligowe, także w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tak jak mówię - na razie nie koncentruję się na znalezieniu trenera. Pragnę uspokoić kibiców, zespół na pewno będzie pod bardzo dobrą opieką i nic złego się nie wydarzy. Podążamy tylko w dobrą stronę, każdego dnia pracujemy nad dalszym rozwojem naszego klubu. Przejdźmy teraz do składu. Okres transferowy był doskonały w pana wykonaniu. Zbudował pan ciekawą drużynę, szczególnie że Cellfast Wilki Krosno to beniaminek eWinner 1. Ligi. Zrealizowaliśmy nasze cele transferowe. Nie chcieliśmy popełnić błędu Abramczyk Polonii Bydgoszcz z poprzedniego sezonu, dlatego dokonaliśmy tak wielu wzmocnień. Według mnie jest bardzo duża różnica poziomów między poszczególnymi klasami rozgrywkowymi. Zdaję sobie sprawę, że nasza drużyna w 2. Lidze Żużlowej wygrywała mecz za meczem, ale trzeba być świadomym tego, że poziom zawodników na co dzień występujących w eWinner 1. Lidze, jest wyższy. Nie mogę sobie pozwolić na eksperymenty i liczyć, że a nuż się uda i ktoś pojedzie lepiej niż należy się spodziewać. Gdyby zespół został zdegradowany, to kto byłby winny? Prezes Grzegorz Leśniak, czyli ja. Wówczas posypała by się na mnie krytyka, że nie zbudowałem pierwszoligowej drużyny tylko chciałem drugoligowym zespołem jechać ligę wyżej. Teraz w znacznej mierze został zmieniony skład - w 80 procentach. Uważam, że obraliśmy jak najlepszą drogę i podpisuję się pod tym. Skompletowaliśmy bardzo mocne zestawienie zawodników, żaden inny klub pierwszoligowy nie powstydziłby się takiego składu. Wiem, że zawodnicy - których pozyskałem - mieli wiele innych ofert. O słuszności mojej decyzji świadczy fakt, że wszyscy zawodnicy Wilków Krosno z minionego sezonu - poza Wadimem Tarasienką - nie znaleźli się w składach drużyn pierwszoligowych, a przecież byli wolnymi zawodnikami i nic nie stało na przeszkodzie by znaleźli się na zapleczu PGE Ekstraligi. Jednak kluby startujące w eWinner 1. Lidze również na nich nie postawiły. Oczywiście bardzo mile wspominam współpracę ze wszystkimi żużlowcami z minionego roku, jednak byłem zmuszony podjąć taką decyzję. Dla mnie zawsze najważniejsze jest dobro klubu. No właśnie. Zatrzymał pan tylko Patryka Wojdyłę. Gdyby nie wszedł w życie przepis o zawodniku do 24 lat, to pewnie część drużyny z rozgrywek drugoligowych zostałaby z nami. Zmiana w regulaminie spowodowała olbrzymie rotacje w składach, od kilkunastu lat w polskim żużlu nie mieliśmy takiego okresu transferowego. Rynek był mocno zamrożony, teraz doszło do wielu zmian. Dobrym żużlowcem jest chociażby Andriej Karpow, którego otoczyliśmy bardzo dużą opieką - między innymi zapewniliśmy mu mieszkanie, pomogliśmy na wielu różnych niwach organizacyjnych. Andriej chce jeździć w każdym meczu, więc nie chciałem zrobić mu krzywdy. A doszłoby do tego, gdyby siedział na ławce. W zespole ma być team spirit, nie może być niezdrowej rywalizacji na treningach. Czegoś takiego nie planujemy. Zawodnicy, których mamy nie muszą niczego udowadniać. Nie muszą z nikim wygrywać rywalizacji na treningu o skład. Mamy zawodników sprawdzonych, każdego z nich stać na spore zdobycze punktowe i czuję, że mogą być w czołówce klasyfikacji eWinner 1. Ligi pod względem średniej biegowej. A czy trudne były rozmowy z liderami zagranicznymi? Dość szybko ogłoszony został Andrzej Lebiediew. Mówiło się o pana zainteresowaniu m.in. Nielsem Kristianem Iversenem, Vaclavem Milikiem, Rohanem Tungate'em, skończyło się na Peterze Ljungu, który miał pozostać w Unii Tarnów. Generalnie to prowadziliśmy rozmowy z kilkunastoma zawodnikami zagranicznymi. Uważam, że skończyło się dla nas na najlepszym z możliwych rozwiązań - Peter Ljung to firma sama w sobie. Żaden zawodnik, który dołącza do Wilków Krosno nie dołącza na zasadzie przypadku i decyzji podejmowanej jednego dnia. Wszystko podlega bardzo głębokiej, wielowarstwowej analizie. Szwed od wielu lat startuje na zapleczu PGE Ekstraligi, zatem doskonale zna wszystkie tory pierwszoligowe. Również odpowiada mu rodzaj nawierzchni w Krośnie. Przeprowadziłem z nim kilka długich rozmów - on wie, czego może się spodziewać, a my wiemy, na co możemy liczyć. W sezonie 2020 zaliczył bardzo groźny upadek. Nie mamy żadnych obaw, jeśli chodzi o jego stan zdrowia. Można było przeczytać w mediach o jego niebezpiecznym wypadku w lidze szwedzkiej. Prawda jest taka, że bodaj po 10 dniach wrócił do rywalizacji na torze. Upadek zatem nie spowodował poważnego uszczerbku na jego zdrowiu. Peter Ljung nie jest też w jakimś zaawansowanym wieku. Widzimy, ile lat ma Rune Holta lub Piotr Protasiewicz oraz wielu innych zawodników znakomicie punktujących. Starszy od niego jest też Niels Kristian Iversen. A poza tym rozpiętość wieku w żużlu jest bardzo szeroka. Ljung w 2018 roku był piątym z najlepszych zawodników na pierwszoligowym poziomie, sezon później wykręcił nawet trzecią średnią. Liczymy, że znowu znajdzie się w czołówce i będzie bardzo mocnym ogniwem naszej wyrównanej drużyny. Jestem też świadomy, że w eWinner 1. Lidze nie wystarczy jeden lider, tych liderów musi być kilku. Dlatego tak mocny zespół zbudowaliśmy. Liga zapowiada się arcyciekawie, składy są naprawdę zbliżone. Każda drużyna może znaleźć się w play-offach, każda również może bronić się przed spadkiem. Nie sposób przewidzieć, jak będą wyglądały te rozgrywki. Sezon zapowiada się pasjonująco. Na pewno będzie to najmocniejsza I liga w historii, z sezonu na sezon poziom wszystkich trzech lig idzie bardzo mocno w górę i nie da się przewidzieć, kto będzie w czołówce, a kto znajdzie się w dolnych rejonach tabeli. Oczywiście, są różne spekulacje, mówi się, że to drużyna z Gdańska będzie rozdawać karty, ale to wszystko okaże się na torze. Mamy bardzo przebojowy zespół, choćby Andrzej Lebiediew jest kandydatem nawet na najlepszego zawodnika całej ligi. Patryk Wojdyło będzie jeździł jako zawodnik do lat 24. Jak widzi go pan w porównaniu z zawodnikami z innych drużyn? Najmocniejsi wydają się reprezentanci Abramczyk Polonii Bydgoszcz oraz Car Gwarant Kapi Meble Budex Startu Gniezno, czyli Andreas Lyager i Frederik Jakobsen. Patryk Wojdyło - moim zdaniem - będzie odkryciem tych rozgrywek. W sezonie 2019 był najlepszym polskim zawodnikiem 2. Ligi Żużlowej. To postać nietuzinkowa, nieodpuszczająca na torze. Krośnieński owal mu wyjątkowo leży. Co do Lyagera i Jakobsena, to na pewno mają najmocniejsze nazwiska. Tylko pamiętajmy o tym, że nazwiska nie jadą. Stara żużlowa prawda mówi to, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Patryk wcale nie stoi na straconej pozycji, jeśli chodzi o rywalizację z innymi zawodnikami do lat 24. Śmiem twierdzić, że będzie wyróżniającą się postacią w tej kategorii i jego nazwisko będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Będzie dobrze przygotowany. Sam czuje, że to jego wielka szansa. A jeszcze niedawno był na sportowym zakręcie, zastanawiał się czy w ogóle jeździć. Twierdzę, że może być naszym zawodnikiem na lata. Pochodzi z Podkarpacia. Chcemy z nim współpracować w dłuższej perspektywie. Z jakiego wyniku drużynowego byłby pan zadowolony? Możemy spodziewać się bardzo ciekawej rywalizacji. Celem beniaminka przede wszystkim jest utrzymanie, ale my mamy zespół, który śmiało może walczyć nawet o pierwszą czwórkę. Kibiców w Krośnie czekają emocje, których nigdy nie przeżywali. Jak wygląda sprawa z juniorami? W tej chwili jedynym zakontraktowanym młodzieżowcem jest Kacper Przybylski. Myślę, że już lada dzień poinformujemy o naszych zawodnikach młodzieżowych. Prowadzimy rozmowy z klubami, wiadomo że juniorzy najpewniej dołączą do nas na zasadzie wypożyczenia, ale rozważamy różne opcje. Niektórzy sami się do nas zgłaszają. Pragnę uspokoić kibiców - na pewno formację skompletujemy i będzie ona najmocniejsza jak tylko się da. Liczba juniorów z roku na rok się zmniejsza. Jedenastu uczestników z finału MIMP zakończyło wiek młodzieżowca, natomiast - co muszę podkreślić - pary młodzieżowe w pierwszej lidze prezentują zbliżony poziom. Nie będziemy stać na straconej pozycji w konfrontacjach z innymi zespołami. W kadrze znajduje się jeszcze kilku zawodników zagranicznych. W niedzielę poinformowaliście o dwóch kolejnych kontraktach. Podpisaliśmy z Duńczykiem Jasonem Joergensenem dwuletnią umowę. Będzie zawodnikiem rezerwowym dla naszych zawodników zagranicznych, bądź też dla pozycji U-24. Od razu podkreślam - nie przewidujemy żadnej walki o skład. Jason o tym wie, będzie na tzw. standby'u, podobnie do drugiego zakontraktowanego zawodnika rezerwowego - Mathiasa Thoernbloma, który był już z nami w minionym sezonie. Szwed może zastępować Andrzeja Lebiediewa oraz Petera Ljunga, więc jesteśmy zabezpieczeni. Po prostu będzie zawodnikiem oczekującym, bez walki o skład. Tylko w przypadku niedyspozycji któregoś z naszych zagranicznych liderów pojawi się w barwach Cellfast Wilków Krosno. Dlaczego? Wszystko z nim szczerze ustaliliśmy. Zdajemy sobie sprawę, że wszelka rywalizacja o skład to już zamierzchłe czasy. Być może tak było kilkanaście lat temu, sam kiedyś oglądałem z wypiekami na twarzy rywalizację na treningach na stadionie przy ulicy Legionów w Krośnie. Zdarzało się, że kilku żużlowców walczyło o jedno miejsce na mecz. Współczesny żużel jednak jest już zupełnie inny, widzimy to zresztą po zespołach z PGE Ekstraligi czy innych z eWinner 1. Ligi. Teamy szyte są na miarę, od momentu podpisania kontraktu zawodnicy mają się koncentrować przez zimę na przygotowaniach do pierwszego meczu, a nie tym, co zrobić, żeby na pierwszych treningach być lepszym od kolegów. Posiadanie zbyt wielu zawodników do walki o skład to jak wrzucenie granatu do szatni. Mówiliśmy, że ta liga będzie bardzo wyrównana, więc teraz każdy działacz musi trzymać kciuki za bezkolizyjną jazdę swoich liderów. Jeśli zdarzy się nieszczęście w postaci kontuzji, to będzie źle. Tak funkcjonuje współczesny żużel. Odpukać bardzo mocno w niemalowane, ale gdyby jeden z liderów - przykładowo Eltrox Włókniarza Częstochowa - doznał kontuzji, to kto pojedzie w jego miejsce? Jest tylko Lindgren i Madsen. Nikt nie pojedzie. No właśnie, nie ma innych zawodników. Widzi pan, tak jest w prawie każdym klubie. Proszę sobie prześledzić kadry, tak w tych czasach ten sport funkcjonuje. Oczywiście, są też inne filozofie i na pewno znajdzie się taki zespół w eWinner 1. Lidze. Z szeroką ławą i jednocześnie tym samym brakiem atmosfery w drużynie. Tak naprawdę musimy poczekać jeszcze kilka dni jak wszyscy odsłonią swoje karty. Żaden klub nie ma obowiązku informowania o posiadanych kontraktach, zapewne ktoś się znajdzie, kto będzie miał większą liczbę zawodników niż miejsc w składzie. Musimy wspomnieć o rozwoju klubu w ostatnich latach. Ja osobiście nie pamiętam tak mocnej drużyny w Krośnie. Takiego zespołu w Krośnie jeszcze nie było. Widzę też co się dzieje, dzień w dzień odbieramy w klubie telefony z zapytaniami o karnety. Widzimy olbrzymi głód tego wspaniałego sportu - mieszkańcy Krosna i okolic chcą uczestniczyć w czymś wielkim. Cieszymy się także, że nasze działania spotkały się z aprobatą firmy Cellfast i ten jeden z europejskich liderów w produkcji akcesoriów ogrodowych został naszym sponsorem tytularnym. Razem chcemy piąć się po szczeblach i budować coraz mocniejszy żużlowy ośrodek. Już słabi nie jesteśmy, bo jesteśmy w pierwszej lidze i będziemy walczyć o fazę play-off. Twardo jednak stąpamy po ziemi, jeszcze mamy sporo do zrobienia. Z każdym miesiącem stajemy się silniejsi, wszystko według szczegółowo opracowanej strategii. PGE Ekstraliga w ciągu kilku najbliższych lat w Krośnie. Co pan na to? Na starcie naszego projektu, czyli w październiku 2018 roku ogłosiliśmy, że w pięć lat chcemy awansować do PGE Ekstraligi i nie wycofujemy się z tych słów. Trzeba mieć bardzo ambitne plany i celujemy w to, żeby kiedyś znaleźć się w tej najwyższej klasie rozgrywkowej. Zobaczymy, czy tak się stanie. Niezbędne są też inwestycje na stadionie. Cieszymy się, że Miasto Krosno jest żywo zainteresowane współpracą i promocją przez sport żużlowy. Jesteśmy znakomitą formą promocji, żadne inne wydarzenia - czy to kulturalne czy sportowe - nie cieszą się takim zainteresowaniem mieszkańców jak mecze żużlowe. W sezonie 2019 średnia frekwencja wynosiła 4000 widzów, to była stała i równa liczba. W tym były różne ograniczenia, ale na wszystkich naszych spotkaniach pojawiało się bardzo dużo ludzi. Szkoda, że COVID-19 ograniczył liczbę dopuszczalnych kibiców. Mielibyśmy znów imponującą frekwencję. Mam nadzieję, że pandemia przez zimę odpuści i w przyszłym roku rozgrywki odbędą się z udziałem publiczności i będziemy bić rekordy frekwencji. Tak powinno być, bo zainteresowanie jest ogromne. Zresztą to widać po sprzedaży naszych gadżetów. Ludzie chcą się integrować z projektem "Wilki Krosno" i mieć namiastkę dobrze zorganizowanego i działającego klubu sportowego w swoich rękach.