Chciałoby się napisać, że zaplanowana na 25 stycznia rozprawa Maksyma Drabika kończy sprawę, która swój początek miała we wrześniu 2019 roku. Wtedy zawodnik Betard Sparty Wrocław przyznał się w trakcie kontroli antydopingowej do przyjęcia 500 mililitrów kroplówki. Było to złamaniem przepisów, bo dozwolona norma wynosi 100 mililitrów. Sprawa przeszła już przez komitet TUE, POLADA, Trybunał Arbitrażowy przy PKOl i ponownie wróciła do polskiej antydopingówki, która 30 października zawiesiła tymczasowo Drabika, a dziś przedstawiła końcowe wnioski w sprawie. W trakcie rozprawy wysłuchano też mowy końcowej mecenasa Łukasza Klimczyka, który reprezentuje żużlowca. Na ostateczny wyrok musimy jeszcze poczekać kilka dni. Czego można się spodziewać? Niedawno piłkarze Pogoni Siedlce za stosowanie infuzji dożylnych dostali wyrok 4 lat zawieszenia. Jednak Drabikowi aż tak surowy wyrok nie grozi. W przypadku piłkarzy stwierdzono bowiem celowe działanie. U żużlowca nie ma o tym mowy, dlatego aż tak długiego zawieszenia nie będzie. Można raczej spodziewać się, że POLADA sięgnie po nowy taryfikator, który obowiązuje od tego roku, i za punkt wyjścia weźmie 2-letnie zawieszenie, które może zostać skrócone o połowę, bo zawodnik przyznał się do winy. Od wyroku, który poznamy 2 lutego Drabikowi przysługuje odwołanie do panelu dyscyplinarnego POLADA drugiej instancji. To będzie już jednak ostatnia deska ratunku dla żużlowca, bo jako zawodnik krajowy dalej odwoływać się nie może. Drabik jest zawieszony tymczasowo od 30 października i to będzie zaliczone na poczet kary. Dodajmy, że sprawa Drabika najpewniej nie zakończy całego tematu, bo wciąż w grze jest wątek lekarza klubowego Sparty, któremu grozi zawieszenie za podanie zabronionej kroplówki. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!