W żużlu jest tak, że zawodnicy, jeżdżą w kilku ligach. Niedziela - Polska, poniedziałek - Anglia, wtorek - Szwecja, środa - Dania, czwartek - znowu Anglia, piątek i sobota - Grand Prix, ewentualnie zawody FIM i tak w kółko. Polscy działacze mają już jednak dosyć objazdowego cyrku. - Trzeba skończyć z patologią związaną z tym, że z powodu jednego czy dwóch zawodników musimy przekładać nasze zawody ligowe - mówi Interii Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi. Polska liga ma poważnych partnerów. Wygasający w tym roku kontrakt telewizyjny z Canal+ opiewa na 60 milionów złotych (20 milionów rocznie). Do tego dochodzi tytularny sponsor płacący 4 miliony rocznie. Zarządzający Ekstraligą już nie raz mieli problem z tego powodu, że trzeba było przenosić mecz, bo ktoś miał mecz w Szwecji lub Anglii i nie mógł w tym czasie startować u nas, a jego polski klub nie wyobrażał sobie jazdy w osłabieniu. - Nowy przepis to minimalizowanie ryzyka - komentuje Stępniewski. Zresztą w tym roku PGE Ekstraliga miała komfortową sytuację. Z powodu szalejącego koronawirusa inne ligi długo nie jeździły (ostatecznie wystartowała jedynie szwedzka, ale i tak nie udało jej się przyciągnąć wszystkich wielkich gwiazd występujących w Polsce), więc nie tylko nie trzeba było niczego przekładać i szukać gorączkowo zastępczych terminów, ale i nie było problemu, gdy jakiś mecz został odwołany z powodu deszczu. Spotkania z piątku i niedzieli swobodnie przekładano na poniedziałek czy inne dni tygodnia. Można się było bez trudu dopasować do telewizyjnych okienek. Na razie nie ma jakiegoś wielkiego buntu wśród zawodników spowodowanego wprowadzeniem przepisu. Owszem Nicki Pedersen skrytykował regulamin na Facebooku, ale inne gwiazdy siedzą cicho. Projekt był przygotowywany od kilku miesięcy w porozumieniu ze stowarzyszeniem zawodników Metanol. Krzysztof Cegielski, przewodniczący stowarzyszenia, powiedział nam, że zasadniczo żużlowcy nie mają problemu z tym że mogą wybrać tylko jedną ligę prócz polskiej. Dodajmy, że zawodnicy startujący w eWinner 1. Lidze i 2. Lidze Żużlowej mogą wybrać dodatkowo dwie. Władze polskiego żużla stopniują napięcie, bo z naszych informacji wynika, że zarówno PZM, jak i Ekstraliga Żużlowa poważnie myślą o tym, by możliwie szybko, choć wciąż nie wiadomo kiedy dokładnie, wprowadzić zapis: jeden zawodnik - jedna liga. Taki zapis miałby sens z kilku powodów. Po pierwsze wymusiłby na klubach szkolenie. Dopóki zawodnicy mogli startować w kilku ligach to byli i tacy śmiałkowie, którzy mieli wypełniony w kalendarzu cały tydzień. Klubom bardziej opłacało się zapłacić kilka tysięcy takiemu najemnikowi, niż przeznaczać setki tysięcy na szkolenie młodych adeptów. Teraz to się zmieni. Ograniczenie możliwości pracy gwiazdom spowoduje, że pojawi się wiele nowych miejsc pracy, które jakoś trzeba będzie zapełnić. Szwedzi w tym roku wyciągali nikomu nieznanych zawodników, żeby załatać luki. Jeśli w następnym sezonie to powtórzą, to jest szansa, że ktoś z tej nowej fali wypłynie. Wprowadzone przez nasz związek obostrzenia to także pierwszy krok w kierunku realizacji projektu Liga Mistrzów. Będzie on miał jednak sens dopiero wtedy, gdy zawodnik będzie identyfikowany wyłącznie z jednym klubem.