W Toruniu nie zrozumiał się Pan z Maksem Fricke, gdy jechaliście na podwójnym prowadzeniu, co doprowadziło do karambolu. Już w meczu z GKM-e pięknie pojechaliście za to parą z Damianem Pawliczakiem. Czy to jest aspekt, na który szczególną uwagę zwraca Piotr Żyto? Nie, w Toruniu po prostu popełniłem błąd. Nie chciałem hamować, pociągnęło mnie, trafiłem w koło i doszło do wypadku. Tam nie było mowy o żadnej złej jeździe parą czy niezrozumieniu. Wiadomo, że każdy z nas zawsze stara się jechać tak, by jak najbardziej pomóc koledze, chociaż nie zawsze się da. Jeśli spojrzeć na liczby, to ten sezon nie jest dla Pana tak dobry jak zeszły. Wtedy jednak sporo punktów nabił pan na torze w Lublinie. Czy lepiej na motocyklu czuł się pan wtedy czy teraz? Dobrze, że odjechaliśmy już 21 zawodów w tym roku i możemy już sobie liczyć średnią. Mamy póki co za mało jazdy, by wyciągać jakieś wnioski. Pierwsze zawody w Toruniu miałem bardzo słabe, potem z GKM-em było już lepiej, zobaczymy jak będzie dalej. Nie bez znaczenia jest też mój bark. Ucierpiał w tym wypadku w Toruniu, odczuwałem to w spotkaniu z GKM-em i czuję go też teraz. Dlatego nieco na rękę jest mi przekładanie rund Grand Prix, potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby wejść na właściwe obroty. Pan dobrze zna tor w Częstochowie, Falubaz może tam wygrać? Tak, spędziłem tam 3 lata i bardzo lubię jeździć w Częstochowie. To zawsze był dobry tor do ścigania, w zeszłym roku co prawda troszkę go zmieniono, ale myślę, że nie ma jakiejś ogromnej różnicy. Na pewno nie ma co wyciągać wniosków, że skoro Włókniarz przegrał z Unią Leszno, to z Falubazem też. To będzie zupełnie inne spotkanie. Zobaczymy jak oni sprawdzą się w piątek w Lublinie, chociaż tam też nie będą mieli łatwo. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź