- Te kalendarze nie są dobrą promocją dyscypliny, bo wylądują w warsztatach mechaników i być może boksach żużlowców - uważa Jacek Gumowski, były marketingowiec Stali Gorzów. - One mogą być prezentem wyłącznie dla mężczyzny, ale singla, bo jak ktoś ma partnerkę, to przecież nie powie jej: wiesz kochanie, powieszę to sobie na ścianie. - Kalendarz dla singli - tak skomentował wydawnictwo PGE Ekstraligi jeden z kibiców. - No fajny, a ten żużlowy gdzie - pyta inny. - Ludzie się czepiają, że za mało żużlowy ten kalendarz. Malkontenci. Mnie się podoba. Idealny do garażu lub warsztatu. Taka stara szkoła. W wulkanizacji ziomki zawsze takie mają - odpowiada kolejny fan na głosy oburzenia. - Patrząc na styczeń, nigdy bym nie pomyślał, że to kalendarz żużlowy. Na pewno nie kupię, bo kalendarzy z dziewczynami jest pełno - kwituje następny. Burza wokół kalendarza, mimo wszystko, powinna napędzić sprzedaż. Pytanie, czy w Ekstralidze będą zadowoleni. Od lat najlepsza liga świata walczy o to, żeby wejść na salony, a w przypadku tego produktu jest lokowana w warsztacie u wulkanizatora. - Kompletnie nie rozumiem idei, to nie jest dobra promocja dyscypliny - podsumowuje Gumowski. Żużel jakoś ostatnio nie ma szczęścia do kalendarzy. Teraz mamy ten mało żużlowy z podprowadzającymi, a nie tak dawno swój kalendarz wydała Stal Gorzów, gdzie na wrześniowej kartce widzimy prezesa Marka Grzyba opartego o drogi samochód. Działacz pozujący na Jamesa Bonda wygląda zwyczajnie słabo.