Każda taśma startowa używana na zawodach musi być przecięta nożyczkami w trzech miejscach i zszyta. Ręcznie, igłą i nićmi. Na pewno nie maszynowo, bo organizatorom ligi chodzi o to, żeby zawodnik wjeżdżający w taśmę zrywał ją. Nikt nie chce takich sytuacji, jak trzy lata temu na Wyspach, gdzie Lewis Kerr wjechał w taśmę, ta zaplątała mu się na szyi i nie chciała się zerwać. Anglikowi została na szyi spora blizna. Zresztą sama rana po wypadku też nie wyglądała najlepiej. Kerr na szczęście nie narzekał. Mówił, że jedynie trochę go szczypie, ale poza tym jest w porządku. Wierzymy, że w polskiej lidze, w tym roku, tego typu sytuacje nie będą miały miejsca. Taśma startowa sama w sobie jest robiona z materiałów zrywalnych, a przecinanie jej nożyczkami i ponowne szycie jest dodatkowym zabezpieczeniem. Chodzi oczywiście o to, żeby uniknąć uszkodzenia szyi u zawodnika, gdyby taśma zaplątała się w tych okolicach. W przypadku taśmy startowej mamy jeszcze dwie inne zmiany w regulaminie. Pierwszy - haki mocujące taśmę mają być ustawione w kierunku jazdy. To też ma sprzyjać łatwiejszemu zrywaniu taśmy. Druga zmiana dotyczy ustawienia słupków maszyny startowej. Mają być one w pionie, gdy taśma jest naciągnięta. Trudno wyobrazić sobie żużel bez taśmy startowej (choć zdarzały się nawet zawody Grand Prix bez niej - patrz Warszawa 2015). Moment, w którym czterech zawodników ustawia się pod taśmą, jest jednym z bardziej ekscytujących w biegu. Od tego roku ma być też jednym z najbardziej bezpiecznych. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź