Unia Leszno to najbardziej utytułowany klub żużlowy w Polsce. Leszczynianie posiadają aż 18 tytułów drużynowego mistrza Polski, choć w żużlowej stolicy Polski powtarza się, że tych tytułów jest 19. Nawet na oficjalnych grafikach klubowych oraz na klubowych akcesoriach gwiazdek było 19, przy czym jedna w innym kolorze. Unia podłożyła się w ostatnim meczu Wróćmy do sezonu 1984. Unia Leszno wybierała się do Rzeszowa na starcie z tamtejszą Stalą podczas ostatniej kolejki ligowej. Po 11 biegach było 25:41 dla Unii. Ostatnie cztery wyścigi leszczynianie w dziwny sposób odpuszczali, przegrywając je podwójnie, co ostatecznie dało meczowy remis. Ten remis dawał Unii tytuł drużynowego mistrza Polski bez konieczności patrzenia na to, co zrobią rywale, z kolei Stal Rzeszów dzięki remisowi uratowała się przed koniecznością startu w barażach o ówczesną 1. ligę. Oczywiście w latach 80 mecze nie były transmitowane w telewizji, więc kibice dowiadywali się o wynikach meczów z gazet. Rzeszowskie gazety w pozytywnym tonie wypowiadały się o meczu Stali z Unią, za to wszystkie inne trąbiły o skandalu, nierzadko wprost pisząc o sprzedanym meczu. Dziennikarze domagali się od GKSŻ-u odjęcia punktów obu zespołom oraz anulowania meczu. GKSŻ ostatecznie zweryfikował wynik meczu na 25:41, czyli ten, który był po 11 biegach. Oczywiście Unii nie wręczono tytułu drużynowego mistrza Polski, choć nie ma wątpliwości, że to leszczynianie zasługiwali na mistrzostwo w tamtym sezonie. Choć mecz Stali z Unią nie był pokazywany w telewizji, to jedna kamera na rzeszowskim obiekcie się pojawiła, a tam jak na tacy widać było przedziwne obrazki i nagłą "niemoc" leszczyńskich żużlowców. Nawet widownia w Rzeszowie, która w teorii powinna być zadowolona z rezultatu, gwizdała i buczała z niezadowolenia, wymachując w kierunku parku maszyn banknotami. Sędzia był bezlitosny W protokole sędziowskim po meczu sędzia był bezlitosny. Wprost wskazał, że rozegranie ostatnich czterech wyścigów nie miało nic wspólnego ze sportem. W podobnym tonie zawody zaopiniował obserwator z ramienia GKSŻ. Oburzony wydarzeniami w Rzeszowie był także ówczesny przewodniczący GKSŻ, Zbigniew Flasiński, który wprost wskazywał, że istnieje wiele rozwiązań - od weryfikacji wyniku meczu, poprzez dyskwalifikację Unii Leszno, aż po anulowanie meczu. Dowodów nie znaleziono GKSŻ całe postępowanie prowadził poszlakowo, bo twardych, namacalnych dowodów po prostu nie było. Wszyscy zamieszani w rzeszowską aferę milczeli i nikt nie puścił pary. Do dziś zresztą nie ma żadnych dowodów, jakoby ten mecz faktycznie został "sprzedany", więc Unii odebrano tytuł w postępowaniu poszlakowym. Do dziś także niektórzy prawnicy toczą spory czy Unii ten tytuł się nie należał w obliczu braku dowodów, gdyż generalne przepisy prawa są jasne - w razie wątpliwości należy sprawę rozpatrywać na korzyść oskarżonego. Ostatecznie Unii nie zdyskwalifikowano, ale nie przyznano jej tytułu. Ukarani zostali też żużlowcu obu zespołów i kierownicy drużyn. I tak kierownicy drużyn zostali pozbawieni licencji na cały 1985 rok, z kolei zawodnicy startujący w dwunastym, trzynastym, czternastym i piętnastym biegu feralnego spotkania zostali pozbawieni prawa startu we wszystkich imprezach sezonu 1984 i 1985 oprócz meczów ligowych, IMP i MIMP. Nie mogli być także do końca 1985 roku powołani do kadry Polski. Sędzia zdał telefoniczną relację Sędzia kuriozalnego meczu, Andrzej Witek przez telefon zdał relację z meczu, bo na posiedzeniu GKSŻ nie mógł się stawić. W tymże sprawozdaniu wskazał m.in., że przed 12. biegiem poproszono o 5-minutową przerwę, a po przerwie Roman Jankowski wjechał w taśmę w momencie ustawiania zawodników, a nie w momencie oczekiwania o puszczenie taśmy. Kolejnym aspektem relacji było, że w jednym z biegów leszczyński zawodnik robił wszystko, by nie wyprzedzić rywala. Obserwator zawodów z kolei wskazywał, że ostatnie cztery biegi były wyreżyserowane, wcześniej wspomniana 5-minutowa przerwa przeciągnęła się do 8 minut. Ponadto obserwator wskazywał na dziwne zmiany (słabszy rezerwowy za lepszego Kasprzaka), wyhamowanie motocykla przez Okoniewskiego, aby nie wyprzedzić rywala, któremu zerwał się łańcuch. Te kary są nonsensem? Jak już wcześniej wspomniano, w wyniku zaistniałych wydarzeń Unii Leszno nie przyznano tytułu drużynowego mistrza Polski, w uzasadnieniu stwierdzając, iż "zaszczytny tytuł nie może być przyznawany drużynom posługującym się niesportowymi praktykami". Plusy tego wydarzenia były takie, że rozpisywały się o nim media w całej Polsce, a wówczas żużel nie był zbyt wysoko notowany w ogólnopolskiej prasie. Już wówczas nie brakowało opinii, że rozstrzygnięcie GKSŻ-u jest niewłaściwe, bo nic nikomu nie udowodniono. W jednym ze swoich artykułów trafnie sprawę opisał Bartłomiej Czekański, który wskazał, że w obliczu braku jakichkolwiek dowodów na "sprzedaż" meczu, rzeszowskich zawodników ukarano za... wygrywanie biegów! Teraz temat powraca na tapetę, bo został wywołany za pośrednictwem portalu "X". Prezes Fogo Unii Leszno wraz z dyrektorem sportowym klubu chcą przywrócenia Unii tytułu. Wtóruje im prezydent miasta, Łukasz Borowiak. Artykuł oparty na podstawie dokumentów zamieszczonych w książce Wiesława Dobruszka, Żużlowy Leksykon Ligowy, Tom XI.