Niektóre kluby już mają delikatne kłopoty z płaceniem na bieżąco rat kontraktowych. Zawodnicy mają teraz wypłacane pieniądze z tzw. kwoty za podpis traktowanej, jako środki na przygotowanie do sezonu. Poślizgi biorą się z tego, że bardzo kiepsko wygląda sprawa sprzedaży karnetów. Opóźnienia w realizacji umów mają też niektórzy sponsorzy. Wiadomo pandemia. W tej sytuacji przelew z PGE Ekstraligi pozwoli prezesom załatać dziury w przelewach. Wszystkich problemów nie rozwiąże, bo to tylko 600 tysięcy, a największe gwiazdy dostają za podpis nawet i 800 tysięcy. Z pewnością jednak te 600 tysięcy wystarczy, żeby uspokoić nastroje, tak by nikt głośno nie krzyczał, że nie płacą. Z tymi przelewami Ekstraligi jest ciekawa historia. Zacznijmy od wyjaśnienia, że technicznie wygląda to tak, ze klub wystawia Ekstralidze fakturę z terminem płatności do 30 dni. Zwykle jest ona wystawiana w lutym, więc w marcu pieniądze są na kontach klubów. Raz zdarzyło się, że termin płatności został przekroczony. Sponsor tytularny nie przelał pieniędzy na czas (opóźnienie miało związek ze zmianami personalnymi w PGE), więc i Ekstraliga opóźniła przekazanie transzy. I wyszło tak, że kluby od faktury wystawionej w lutym, w marcu musiały odprowadzić VAT i podatek dochodowy, choć w tym momencie nie miały jeszcze przelewu z Ekstraligi na koncie. Ktoś powie, że to żaden problem. Dla klubu, u którego cienko z kasą, przelanie dodatkowych 200 tysięcy złotych z pustego konta jednak jest sporym wyzwaniem. Inna sprawa, że jeśli taki klub ma też faktury kosztowe (wystawione przez zawodników, ale jeszcze niezrealizowane), to jakoś może poczarować i te 200 tysięcy zamienić na mniejszą kwotę. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź