Największe zmartwienie Motor na razie spokojnie się rozkręca. Swoje jadą czołowi zawodnicy w ekipie, obudził się Wiktor Lampart, który kapitalnie pojechał w piątek. Mateusz Cierniak pokazuje, że w PGE Ekstralidze powinien był jeździć od dawna. Lubelskich działaczy z pewnością martwią jednak dwie rzeczy. Pierwsza to oczywiście upadek Jarosława Hampela, kolejny już w ostatnich latach. Zawodnik zbliża się do 40-stki, a w takim wieku coraz trudniej wyjść z urazów bez uszczerbku na zdrowiu. Prawdopodobnie jednak kontuzja doświadczonego żużlowca nie jest aż tak poważna i wkrótce będzie z nim wszystko dobrze. Znacznie gorszy jest problem z Krzysztofem Buczkowskim, który - wiele na to wskazuje - znowu jest bez formy. W piątkowy wieczór pochodzący z Grudziądza żużlowiec był porażająco nieporadny i na swoim torze nie zdobył żadnego punktu. Odjechał dwa biegi, później był zastępowany. Było widać, jak bardzo jest pogubiony. Niestety, w przypadku Buczkowskiego nie jest to już pierwszy taki sezon. Od lat jedzie znacznie gorzej niż wcześniej, choć przed każdym sezonem deklaruje, że to już się nie powtórzy. Trudno powiedzieć, skąd u żużlowca taki zjazd sportowej formy. Nie da się ukryć, że niektórzy słabną wraz z wiekiem i ich forma sportowa nie jest w stanie utrzymywać sięna takim poziomie, jak wcześniej. Buczkowski ma jednak dopiero 35 lat, a w przypadku speedwaya to nie jest jakoś bardzo dużo. Upadki wychodzą po latach Na dyspozycję zawodnika mogły wpłynąć liczne kontuzje i upadki, których w swojej karierze miał mnóstwo. Z większości wychodził teoretycznie bez szwanku (czytaj: szybko wracał na tor). Dobrze jednak wiemy, że kumulacja następstw takich wydarzeń kiedyś musi kiedyś nastąpić i być może w przypadku Buczkowskiego nastąpiła właśnie teraz. Wraz z wiekiem coraz trudniej dojść do siebie i wyleczyć ciało. Zwłaszcza, że Buczkowski nadal przewraca się stosunkowo często. To niestety efekt tego, że nie należy do wybitnych startowców i o większość swoich pozycji musi walczyć na dystansie, po przegranym wyjściu spod taśmy. Gołym okiem niestety widać jednak także to, że to już po prostu nie jest ten Buczkowski, co kiedyś. Brakuje mi animuszu, pomysłu i zwyczajnej skuteczności. Swego czasu przecież był czołowym polskim zawodnikiem, medalistą IMP i rewelacją Drużynowego Pucharu Świata 2012. Wiele wówczas wskazywało na to, że wkrótce zagości w kadrze na dłużej, a jego dobre występy będą normą, a nie okazjonalnym wyskokiem. Coraz bardziej popadał jednak w ligowy marazm i zamiast piąć się w górę, szedł w dół. Ostatnie lata to dla niego już bardzo niekorzystne sportowo historie. Dwucyfrówki praktycznie mu się nie zdarzają, a i tych po prostu dobrych wyników ma już coraz mniej. Może wylecieć z elity W PGE Ekstralidze nikt nie będzie wiecznie czekał na pobudkę danego zawodnika. Przeważnie jest tak, że jak zawodzisz, to po prostu wypadasz z obiegu. Im dłużej nie wracasz na swój poziom, tym większa szansa, że nie wrócisz już nigdy. Dla Buczkowskiego sezon 2021 może być ostatnim dzwonkiem, by jeszcze w elicie zaistnieć. Kolejny tak słaby rok może spowodować to, czego zawodnik z pewnością bardzo by nie chciał. Będzie musiał zwyczajnie szukać dla siebie klubu w eWinner 1. Lidze Żużlowej. Tam nadal bowiem może być czołową postacią, lecz na chwilę obecną wyniki żużlowca wskazują, że wśród najlepszych powoli sobie nie radzi. Punktów Buczkowskiego jak tlenu potrzebuje także jego Motor Lublin, który kontraktował zawodnika z nadzieją jego odbudowy i powrotu do poziomu sportowego prezentowanego kilka lat temu. Sam Krzysztof deklarował, że jego kiepskie lata to także pokłosie tego, że zasiedział się w Grudziądzu i potrzebował zmiany otoczenia. Rzeczywistość te tłumaczenia mocno jednak zweryfikowała, bo po zmianie klubu Buczkowski nie zmienił za bardzo swoich wyników na torze. Choć to początek sezonu, na Buczkowskim już ciąży presja. Jeśli zawiedzie jeszcze 2-3 razy, to na pewno będzie musiał zacząć martwić się o miejsce w składzie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź