Do tej pory było tak, że w barwach Fogo Unii Leszno w PGE Ekstralidze startował Jaimon Lidsey, a Szymon Szlauderbach reprezentował współpracujący z mistrzem Polski klub z Rawicza. Uraz, jakiego Australijczyk doznał w minioną niedzielę (wówczas także jechał w barwach Metaliki Recycyling Kolejarza), wymusił na Piotrze Baronie zmianę w składzie. To Szlauderbach pojedzie w Zielonej Górze. - Debiut przypadł na bardzo trudny moment. Nie spodziewamy się nie wiadomo czego, ale Szymon na pewno ma spore możliwości. To ambitny chłopak i da z siebie wszystko, by kilka punktów przywieźć - mówi nam szkoleniowiec Fogo Unii. Często aby zbudować młodego zawodnika, w miarę możliwości, daje się mu w trakcie spotkania jak najwięcej startów. Unika się nawet zmieniania go w ramach rezerwy taktycznej. Czy taka opcja jest rozważana wobec Szlauderbacha? - Na razie się nad tym nie zastanawiamy. Zależy od tego, jakie będą potrzeby taktyczne podczas meczu. Jesteśmy jednak spokojni, bo Szymon punktuje w 2. Lidze Żużlowej. Trzeba dać mu szansę. Mógł być w tym sporcie znacznie wyżej, ale trafił na Kuberę i Smektałę i nie mógł jeździć w PGE Ekstralidze. W Rawiczu jednak pokazuje duże umiejętności i pewnie za chwilę będzie mógł startować na wyższym poziomie - słyszymy. Kiedy wróci Lidsey? Wiadomo, że raczej małe są szanse na to, by Polak zagościł w podstawowym składzie Fogo Unii Leszno na dłużej. Lidsey to jednak mistrz świata juniorów i żużlowiec lepszy od Szlauderbacha. W Lesznie zapewne odliczają już dni do powrotu Jaimona. Piotr Baron wierzy, że zawodnik będzie dostępny już na następny mecz przeciwko Motorowi Lublin, ostatni w fazie zasadniczej. - Myślę, że tak będzie.Każdego dnia jego stan się poprawia, ale na chwilę obecną musi odpocząć. Na Falubaz jeszcze na pewno gotowy nie będzie. Mamy nadzieję jednak, że już na spotkanie z Motorem Lublin Jaimon do nas wróci - deklaruje.Dla Szlauderbacha zatem przychodzi moment na udowodnienie, że wcale nie odstaje od poziomu żużlowców ekstraligowych. Dla tego zawodnika ostatnie lata to głównie objeżdżanie się na torach drugoligowych, które oczywiście z pewnością nie są spełnieniem jego marzeń. Czasami jednak na swoją szansę trzeba poczekać. Spójrzmy choćby na takiego Brady'ego Kurtza, który w Unii nie jeździł wcale jako 19- czy 20-latek, a dopiero kilka lat później. Podobnie było z Lidseyem. Drugi z Australijczyków tak naprawdę wyskoczył dopiero dwa lata temu. Postępy zrobił jednak błyskawicznie, rok temu zostając indywidualnym mistrzem świata juniorów.