eWinner Apator Toruń od samego początku prowadził niedzielne spotkanie pod swoje dyktando. Gospodarze szybko wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie i utrzymywali je przez ponad połowę zawodów. Przełamanie gospodarzy nadeszło w trzeciej serii startów. Najpierw Piotr Żyto zastosował udaną rezerwę taktyczną, w wyniku której Max Fricke i Patryk Dudek pokonali podwójnie niezwyciężonych dotąd: Pawła Przedpełskiego i Jacka Holdera. W kolejnej gonitwie wreszcie przełożył się zaś Matej Zagar, który co prawda wyszedł z pierwszego łuku ostatni, jednak rozpędził swój motocykl po szerokiej do niebotycznej prędkości i bez większych trudności poradził sobie najpierw z Robertem Lambertem, a potem również Adrianem Miedzińskim. Wszystko szło po myśli zielonogórzan. Nie pozwalali oni już w tak znaczny sposób odskoczyć gospodarzom. Wielkanocną niespodzianką zapachniało jednak na Motoarenie tuż przed biegami nominowanymi. Spod taśmy trzynastej gonitwy dnia najlepiej wyszli reprezentanci Marwis.pl Falubazu - świetnie dysponowany w niedzielę Max Fricke oraz wreszcie przełożony Matej Zagar. W szaleńczą pogoń za Słoweńcem i Australijczykiem ruszyli braci Holderowie. Wyraźnie szybszym z podopiecznych Żyty był zeszłoroczny zawodnik Betard Sparty, jednak jego kolega z pary trzymał się tuż za nim. Gdyby dowieźli taki wynik do mety, to w Grodzie Kopernika byłoby gorąco jak w piecu hutniczym. Przed dwoma ostatnimi wyścigami drużyna spod znaku Myszki Miki traciłaby do gospodarzy już tylko 2 oczka. Sensacja wisiała w powietrzu. Niestety, doświadczony słoweński komandos nie utrzymał nerwów na wodzy. Często odwracał się w stronę goniących za nim rywali i wyraźnie odczuwał ciążącą na nim presję za wynik całego zespołu do którego przeniósł się w listopadzie z lubelskiego Motoru. Na drugim wirażu trzeciego okrążenia przelała się czara goryczy. Zagar w niezrozumiały dla nikogo sposób próbował złamać szyk parowy i wyprzedzić Fricke’a, zostawiając na barkach Australijczyka ciężar obrony przed jego rodakami. Niestety, źle wymierzył. Wpadł w tylne koło klubowego kolegi, stracił równowagę i poleciał prosto w bandę zabierając ze sobą Jacka Holdera. Obaj powinni dziękować starszemu z braci za jego wybitny refleks. Gdyby w porę nie położył swej maszyny, to żaden z uczestników wypadku mógłby nie wrócić do parku maszyn o własnych siłach. "Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem" głosi stare przysłowie. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że gorąca głowa Zagara zabrała jego drużynie szanse na bardzo cenne, wyjazdowe zwycięstwo w Toruniu. Szczęście w nieszczęściu, że dzięki Chrisowi Holderowi nikomu nic się nie stało. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź