Kilka dni temu Moje Bermudy Stal podała informację o sprzedaży 800 karnetów, Cellfast Wilki pochwaliły się, że sprzedały ich 700, a prezes klubu Grzegorz Leśniak wyznał: Gonimy Stal z mistrzem świata Bartoszem Zmarzlikiem na pokładzie. W tej chwili Stal ma ponad tysiąc sprzedanych karnetów, Wilki dokładnie 835. W Krośnie mają też jednak zamówienia na 600 stałych wejściówek i jeśli założymy, że wszystkie zostaną zrealizowane, to mamy wynik na poziomie 1400 karnetów. W przypadku Wilków to jest 25 procent zapełnienia stadionu. To ważne, bo w dobie koronawirusa najpewniej będą obowiązywały limity publiczności na trybunach. W tym roku 25 procent to był ten najniższy próg, więc kluby starają się tak operować dystrybucją karnetów, żeby nie przekroczyć tego poziomu. Jacek Gumowski, były spec od marketingu w Stali Gorzów mówi, że jemu wyzwanie rzucone Stali przez Wilki przypadło do gustu. - Teraz można zobligować kibiców Stali, żeby ruszyli do kas, bo przecież nie będzie nam dmuchał w kaszę klub z pierwszej ligi. To jest szansa na fajny wynik sprzedażowy, trzeba tylko wzmocnić sygnał. Niech się kluby biją o to, kto ma lepszych kibiców - mówi Gumowski. Stal ma większe możliwości niż Wilki, bo w jej przypadku 25 procent pojemności trybun to ponad 3000 karnetów. Inna sprawa, że w najlepszych czasach w Gorzowie sprzedawali i 5 tysięcy karnetów. - W dobie koronawirusa nie ma jednak szans na powtórzenie tego wyniku - uważa Gumowski. - Ludzie pamiętają ten sezon, gdzie kluby oddawały karnety, a niektórzy, w związku z procedurami, czekali nawet 120 dni na zwrot kasy. Dlatego teraz kibice podchodzą ostrożniej. W normalnych czasach taka Stal, jakby dobrze popracować nad sąsiednimi miastami, miałaby szansę sprzedać nawet 12 tysięcy karnetów. Teraz czymś dużym będzie wygranie wyścigu z Wilkami - kończy Gumowski.