Krzysztof Kasprzak przed laty przyzwyczaił kibiców do wahań formy. W minionej dekadzie ustabilizowały się one w dwuletni cykl - w sezonach parzystych radził sobie wybornie, zaś w nieparzystych fatalnie. Idealnym przykładem tego interwału są sezony: 2014, w którym wychowanek Fogo Unii został indywidualnym wicemistrzem świata oraz 2015, gdy odstawał od stawki cyklu Grand Prix i zajął ostatnie miejsce w klasyfikacji generalnej jego stałych uczestników. Kiedy sezon 2020 (mimo iż zgodnie z matematycznymi prawidłami liczba ta jest rzecz jasna podzielna przez 2) okazał się dla niego bardzo słaby, Kasprzak postanowił przeprowadzić całkowitą rewolucję. Nie tylko zmienił numer startowy (z będącego częstym obiektem żartów 507 na 187), ale także zdecydował się opuścić Moje Bermudy Stal Gorzów i przenieść do Grudziądza. W odbudowie dawnej dyspozycji miał mu na dodatek pomóc powrót do cyklu Grand Prix. Mecz o wszystko Niestety, Kasprzak był jednym z głównych winowajców tragicznej w tym sezonie dyspozycji ZOOLeszcz DPV Logistic GKM-u. Już w maju stracił miejsce w składzie na rzecz zakontraktowanego w międzyczasie Pawła Miesiąca. Jego dyspozycja uległa nieznacznej poprawie w wakacje, gdy nie tylko powrócił do regularnych startów w PGE Ekstralidze, ale także otarł się o podium finału IMP. Czy w myśl maksymy o ostatnim meczu, przyzwoite występy na finiszu mogą dać mu kontrakt w PGE Ekstralidze na przyszły rok? Zdaniem eksperta Jacka Frątczaka, wiele zależy od nadchodzącego meczu o wszystko z Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Grudziądzanie muszą go zwyciężyć, by utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Zmazać winy i zostać legendą - W gruncie rzeczy tym jednym meczem można odkupić winy z całego sezonu i on zdaje sobie z tego sprawę. Dobry występ Krzysztofa Kasprzaka ratujący PGE Ekstraligę dla Grudziądza może stać się niemalże legendarny - mówi Interii były menedżer zespołów z Torunia i Zielonej Góry. Rzeczywiście, jeśli to właśnie 37-latek byłby głównym architektem wygranej z częstochowianami, to trudno oczekiwać od grudziądzkich działaczy, by ci zrezygnowali z niego jesienią. - Niestety, chcąc nie chcąc brakuje nam Polaków prezentujących na tyle wysoki poziom sportowy, by móc rywalizować w PGE Ekstralidze - zauważa Frątczak. Trudno nie przyznać mu racji, gdyż na zapleczu próżno szukać wielu nazwisk gwarantujących wyższe od Kasprzaka zdobycze punktowe w najlepszej lidze świata. Niewykluczone więc, że nawet w przypadku spadku grudziądzan, na usługi wychowanka Fogo Unii skusi się któryś z ekstraligowców, na przykład beniaminek.