Paweł Przedpełski ścigał się dla Eltrox Włókniarza w latach 2019-2020. Dlaczego wrócił do macierzystego eWinner Apatora? - Pierwsze rozmowy odbyłem z częstochowskim klubem, żeby być w porządku wobec działaczy. Prezes Włókniarza na pewno chciał kontynuować współpracę, ale kiedy pojawiła się oferta z Torunia, to postanowiłem z niej skorzystać. Widziałem ogromną chęć ze strony klubu, żeby sprowadzić mnie z powrotem, a ja w dalszym ciągu czułem jakiś sentyment do tego miejsca. To nie była łatwa decyzja, ale cieszę się, że tak wyszło. Chyba po prostu chciałem pomóc drużynie po awansie do ekstraligi i pokazać, że znowu mogę być jej silnym punktem. Wydaje mi się, że wracam jako zupełnie inny zawodnik, który może zaoferować znacznie więcej na torze - wyjaśnił w wywiadzie dla oficjalnej strony toruńskiego klubu. Żużlowiec pochodzący z Grodu Kopernika pierwszy sezon pod Jasną Górą zakończył ze średnią biegową 1,214. - Czułem pewne rozczarowanie. Chciałem zrobić krok naprzód, ale nie wyszło. Po zawodach na pewno wracałem do domu w nienajlepszym humorze. Współczuję mojej narzeczonej, która musiała na to patrzeć. Na pewno doceniam, że starała się mnie pocieszać i tłumaczyć mi pewne rzeczy, ale trudno było trafić do faceta, który wiedział, że pojechał do kitu. Wsparcie miałem jednak ogromne. To bez wątpienia pozwoliło mi przetrwać ten nienajlepszy czas. Do tego pracowałem także z psychologiem, żeby odpowiednio na to wszystko reagować i nie pogrążać się w kryzysie mentalnym - dodał. Na słabsze wyniki osiągane przez Przedpełskiego miała współpraca z Leonem Madsenem, która nie układała się wzorowo. A w pierwszym roku startów we Włókniarzu, Polak najczęściej jeździł w parze właśnie z Duńczykiem. - Myślę, że to nie pozostawało bez znaczenia. Momentami trudno było porozumieć się nam na torze. Można wskazać wiele biegów, w których coś ewidentnie nie grało. Jak nadarzała się okazja, to Leon potrafił delikatnie pomóc, ale przeważnie za wiele się nie oglądał. Na pewno wolałbym jeździć wtedy z kimś innym. Wiedziałem, że mam najgorszy numer startowy, ale nie płakałem i nie marudziłem. Byłem nowym zawodnikiem, więc musiałem zrozumieć, że każdy wypracował już sobie jakąś pozycję. Prawdę mówiąc, nie liczyłem na żadne przywileje - powiedział 25-latek. W nowym otoczeniu zawodnicy potrzebują czasu. - Chyba po prostu nie byłem jeszcze za dobrze dogadany ze sprzętem. Do tego doszła nienajlepsza znajomość częstochowskiego toru, którego musiałem się nauczyć. To jest bardzo przyjemny i szeroki owal, na którym przeważnie jest fajne ściganie, ale przez to jest też tyle linii jazdy, że można się pogubić. Jak wyskoczyłem ze startu, to nie wiedziałem, którędy uciekać. Jak musiałem gonić, to nie byłem pewien, którą ścieżkę obrać, żeby zbliżyć się do rywala. Potrzebowałem praktycznie całego sezonu, aby wyczuć temat i dobrze się rozeznać - przyznał. W drugim roku startów w Częstochowie poprawił swoją średnią na 1,579. To już bardziej zadowalający wynik. Na sezon 2021 wrócił do domu, żeby zdobywać punkty dla torunian. Co pobyt w Eltrox Włókniarzu wniósł do kariery krajowego seniora eWinner Apatora? - Na pewno stałem się dojrzalszy i mądrzejszy. Jestem pewien, że rozwinąłem się jako zawodnik. Myślę, że to będzie procentowało w kolejnych latach. Nie żałuję tego, że jeździłem w Częstochowie. Oczywiście na początku nie wiedziałem czy to wpłynie na mnie pozytywnie, ale teraz mogę już powiedzieć, że to była bardzo dobra decyzja. Gdybym miał możliwość ponownego wyboru, to zrobiłbym dokładnie to samo - podkreślił Przedpełski. Beniaminek PGE Ekstraligi z czterech spotkaniach zdobył cztery punkty i obecnie znajduje się na czwartym miejscu w tabeli. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź