Obaj wymienieni sezon 2021 traktowali jako szansę na rehabilitację za fatalny rok ubiegły. Katastrofę zaliczył zwłaszcza Pawlicki, który z druzgocącą średnią 1,024 był najsłabszym seniorem PGE Ekstraligi. Kasprzak także jechał kiepsko (1,244), ale do jego marnych sezonów zdążyliśmy się nieco bardziej przyzwyczaić. Jeśli jednak Zooleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz chciał utrzymać się w lidze, ta dwójka musiał mocno poprawić swoje wyniki. Początek rozgrywek jednak nie wskazywał na jakiś specjalny przełom. Pawlicki jechał lepiej niż rok temu, ale to akurat trudne nie było. Zawodził znów Kasprzak, który szybko stracił miejsce w składzie i wydawał się mocno sfrustrowany. Pojawiały się pogłoski o tym, że być może w ogóle już w tym sezonie nie pojedzie. Zastępujący go Paweł Miesiąc także jednak nie robił szału i nie przypominał tego zawodnika, który dwa lata temu wyskoczył znikąd i wprawił w szok żużlową Polskę. Kasprzak zaczął notować lepsze wyniki w zawodach indywidualnych (4. miejsce w finale IMP), więc przywrócono go do składu. Pojechał dobrze przeciwko eWinner Apatorowi Toruń w starciu derbowym, kiedy to przywiózł 12+1. To był zasadniczo jego drugi udany występ w tym sezonie. Poprzedni miał miejsce w domowym spotkaniu z Betardem Spartą Wrocław, sensacyjnie przez grudziądzan wygranym. Wówczas zakończył mecz z dorobkiem 10 punktów. Wystrzał w idealnym momencie Pawlicki zaś sukcesywnie jechał coraz lepiej i równiej. Przeplatał dwucyfrówki z wynikami na poziomie 6-8 punktów, ale generalnie nie zawodził. Jeśli porównamy jego wyniki z tego roku do tych z sezonu 2020, to w ogóle nie będzie o czym rozmawiać. Najlepszy mecz zaliczył w momencie, w którym jego zespół najbardziej tego potrzebował, czyli w domowym starciu z Eltrox Włókniarzem, decydującym o utrzymaniu drużyny w lidze. Przywiózł 13 punktów i w końcu wyglądał jak ten Pawlicki, który kilka lat temu był czołowym polskim żużlowcem. Niewiele gorzej zaprezentował się... Kasprzak, zdobywca 10 punktów i bonusa. Gdyby w kwietniu ktoś powiedział, że to będzie dwójka liderów GKM-u w ostatnim meczu sezonu, mógłby zostać wyśmiany. Jako że obaj w Grudziądzu są obecnie bohaterami, rodzi się pytanie dotyczące ich przyszłości w klubie. Jest to decyzja bardzo trudna. Trzeba spojrzeć na całokształt, a nie przez pryzmat euforii po jednym meczu. O ile w przypadku Pawlickiego następuje mozolny, lecz widoczny powrót do dyspozycji sprzed lat, o tyle Kasprzak to wciąż wielka niewiadoma. Kilka razy udowodnił w tym roku, że jeździć potrafi, ale zalicza niesamowite i niczym nieuzasadnione spadki formy. Problem w tym, że nie za bardzo jest kim go zastąpić. Myśli kibiców GKM-u z pewnością skłaniają się w kierunku Krzysztofa Buczkowskiego, ale wydaje się, że przynajmniej na rok ten zawodnik powinien odpocząć od PGE Ekstraligi. Wiele zatem wskazuje na to, że Pawlicki i Kasprzak zostaną. To duże, lecz zrozumiałe ryzyko. Mówimy wciąż o dwóch dużych nazwiskach, ale po przejściach. Ich ewentualny kolejny kiepski sezon może przyczynić się do kłopotów GKM-u, a finalnie znów do walki o utrzymanie.