Jakub Miśkowiak był w niemieckim turnieju klasą dla samego siebie. W Polsce doczepiono mu jakiś czas temu metkę "zawodnika-zająca", który urywa się ze startu i pędzi jak najszybciej, by nie dać złapać się rywalom. Tym razem było inaczej - junior Eltrox Włókniarza zdobywał punkty pięknymi atakami na dystansie. Gdy wjeżdżał na zewnętrzną część toru, jego rywale mogli tylko pomachać mu na do widzenia. Prędkości zabrakło mu dopiero w ostatnim wyścigu dnia, gdy nie był w stanie dogonić Duńczyka Madsa Hansena i ostatecznie zajął drugie miejsce w klasyfikacji zawodów. - Na pewno trochę czuję niedosyt. Myślę jednak, że trzeba cieszyć się z tego co jest. Przed nami jeszcze dwie rundy, więc jedziemy dalej - zapowiedział optymistycznie 20-latek. Niestety, zmiany regulaminowe nie sprzyjają reprezentantowi Polski. Klasyfikację generalną IMŚJ ustala się na takiej samej zasadzie, jak w cyklu Grand Prix. Oznacza to, że zdobywca 20 oczek minionej soboty zainkasował do tabeli zaledwie 18. Jej liderem jest Mads Hansen, który na torze zdobył o 3 oczka mniej. Tak naprawdę nie wiedziałem, że tak jest. Dowiedziałem się teraz od ciebie - wyznał po zawodach naszemu korespondentowi Miśkowiak. - No cóż, trzeba to zaakceptować - dodał jednak zachowując urzędową kurtuazję. Zawodnicy pokolenia Miśkowiaka nie mają zbyt wielu okazji do ścigania się na obiektach w rodzaju tego w Stralsund. Taka nawierzchnia zachowuje się trochę inaczej. Trzeba mieć to z tyłu głowy i cały czas brać pod uwagę. Wiadomo, że każdy ustawia pod siebie, ale potrzeba tu innych silników i innych ustawień niż na brązowych torach w Polsce. Jestem umówiony z prezesem na rozmowę. Teraz jednak mam sporo zawodów indywidualnych i to na nich chcę się skupić. Dopiero potem usiądziemy do rozmów.