Dariusz Ostafiński, Interia: To, co pana najbardziej w ten weekend zaskoczyło? Tomasz Walczak, były kierownik drużyny Falubazu Zielona Góra: Oryginalny nie będę. Najbardziej zaskoczyła mnie przegrana Unii. Chcę jednak od razu powiedzieć, że to była bardziej porażka Unii, niż wygrana Stali. Tak mi się wydaje. Jeśli chodzi o leszczyński zespół, to jest przecież większy potencjał w Kołodzieju i Pawlickim. Temu ostatniego potrzeba trochę lodu na głowę. W każdym razie nie zgodzę się z tym, że Unia będzie w tym roku słaba. Już ich niektórzy skreślają, a oni odegrają ważną rolę. Muszą się tylko jakoś doczołgać do play-off. Pan mówi, że więcej mogli zrobić Pawlicki i Kołodziej, a ja słyszałem takie opinie, że mecz położył Lidsey. - Nie składa się odpowiedzialności za wynik na barkach zawodnika U-24, dlatego ja to widzę inaczej. Unia ma czterech wielkich zawodników, którzy powinni dźwigać ciężar. Brakło punktów Kołodzieja i Pawlickiego. Pierwszy zdobył pięć punktów, nie wygrał biegu na swoim torze. To jest powód do zmartwień. Menedżer Piotr Baron mówi, że nie ma się czym martwić, bo on zepsuł tor. - Znam Piotra Barona. To inteligentny facet i specjalista wysokiej klasy. Celowo wziął winę na siebie. Nie ma trenera, który powiedziałby publicznie coś takiego. Czasem zawodnicy narzekają na tor, a tu Baron gada takie coś. Raz jeszcze powtarzam, że to celowe zagranie. Baron ściąga winę na siebie, żeby zawodnicy mogli w spokoju pracować, żeby dziennikarze nie zamęczali ich pytaniami o słabą formę. Tam nie tor jest problemem. Zawodnicy Unii przegrywali starty, a jak wygrywali biegi, to były to wymęczone punkty. Kołodziej ma problem sprzętowy, a Pawlicki z gorącą głową. Żużel jest generalnie dziwny, bo Unia przygotowywała się bez zakłóceń, a Stal nie tylko nie miała własnego toru, ale i przegrała dwa sparingi. Tymczasem w Lesznie takie coś. - Stal rok temu przyzwyczaiła nas do takiej huśtawki nastrojów. Tamten sezon zaczął się od batów, a potem było wicemistrzostwo Polski. Ta drużyna ma wielki potencjał. Rok temu była wicemistrzem, a teraz została wzmocniona Vaculikiem. Poza tym ma niezłych juniorów. Falubaz rok temu zaskoczył ligę juniorami, teraz robi to Stal. W Lesznie nie było trenera Stanisława Chomskiego, który miał pozytywny wynik na koronawirusa i drużynę prowadził Piotr Paluch. Niektórzy już widzą w nim takiego szkoleniowca na dobre i na złe. - Z tego co widziałem, to Paluch był formalnie kierownikiem drużyny. Niemiej Stal, to cały sztab. Jedni mieli kłopoty koronawirusowe, a Paluch był zdrowy, pojechał i czapki z głów, bo to nie jest takie proste wygrać taki mecz. Zwłaszcza że nie było też kierownika Krzysztofa Orła, który również miał pozytywny wynik testu. Piotr Paluch zdał egzamin. A może egzamin zdał Zmarzlik, bo dało się zauważyć, że to on robił odprawy. - Nie byłem w środku, nie widziałem, ale nie ulega wątpliwości, że Zmarzlik to dwukrotny mistrz, wielki autorytet. Poza tym jest atmosfera w tej drużynie, bo prócz Bartka są w niej jego dobry kolega Martin Vaculik. Pozytywną postacią jest Szymon Woźniak, do tego uśmiechnięty Anders Thomsen. To się składa w ciekawą całość. Zmarzlik jest w tej ekipie kimś takim, jak kiedyś Gollob. To jest wartość dodana. Co się stało w niedzielę z Falubazem? - Pojechali na inaugurację do nie tak słabej drużyny, jak niektórzy sądzili. Trochę nieszczęścia było, bo Zagar miał upadek, bo Protasiewicz stracił punkty z nastolatkiem Lewandowskim. Gdyby nie to byłoby bliżej remisu, ale dwa punkt i tak zostały w Toruniu. Apator jest wyrównany, ma niezłych juniorów. Lewandowski i Żupiński zdobyli razem sześć punktów, to niezły wynik. Choć myślałem, że taki Żupiński spisze się jeszcze lepiej. Przed rewanżem Toruń jest w lepszej sytuacji, bo przekroczył psychologiczną barierę 50 punktów. Falubaz to Dudek i Fricke? - Ja bym tak daleko się nie zapędzał. Myślę o Fricke, który przez ostatnie trzy lata we Wrocławiu, jak dobrze policzyłem, odjechał pięć niezłych spotkań. Trzymam kciuki, żeby teraz było inaczej, ale nie mam pewności, czy to nie był jeden z tych jego wyskoków. Jak się ustabilizuje, to w porządku. Natomiast o Dudka jestem spokojny. Zmiany w sprzęcie, teamie, pomoc Marka Hućko, którego rekomendowałem w Falubazie, działa. Sam Dudek nie wystarczy? - Falubaz to jednak nie tylko Dudek. Zagar na pewno się poprawi i pójdzie w górę. Protasiewicz również. Bardziej martwią mnie juniorzy. Ubolewam, że Osyczka jechał tak słabo. W 2019, gdy miał dużo jazdy, robił postępy. Rok temu był gościem w Kolejarzu Opole, miał często startować, ale klub nie wywiązał się z umowy i chłopak sporo stracił. Dwa lata temu on wygrywał z Kvechem, teraz brakuje mu pewności jazdy. Za to nieźle wypadł Ragus. Tu też wielka rola Hućko. Zauważyłem nawet, ze doradził mu zmianę, bo Ragus jeździł na dużych zębatkach, a rok temu używał małych. Myślę, że czas będzie pracował na jego korzyść. Jednak ogólnie, to ta przyszłość Falubazu nie rysuje się w różowych kolorach. Niektórzy mówią wprost, że słaby Apator wygrał z jeszcze słabszym Falubazem. - Nie skreślajmy Falubazu. Boję się o Fricke, ale jeśli on utrzyma tendencję wzrostową, a Zagar z Protasiewiczem się poprawią, to zielonogórzanie powinni wygrywać kluczowe mecze u siebie. Rezerwy widzę też u Pawliczaka, który może jeździć na U-24. Trzeba jednak na niego postawić, dać mu spokój. Teraz przed Falubazem ważny mecz z GKM-em, muszą go wygrać. Falubaz, GKM i Apator prezentują zbliżony potencjał, więc o tym, która z ekip się utrzyma, zdecydują detale i bonusy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź