Przypomnijmy, że do problemów z testem Vaculika doszło w sobotę około południa. Słowak otrzymał wówczas niejednoznaczny wynik wymazu wykonanego regulaminowego 48h przed niedzielnym meczem na Stadionie imienia Alfreda Smoczyka. Wszyscy pozostali zawodnicy mający brać udział w spotkaniu Fogo Unia Leszno - Moje Bermudy Stal przeszli badania z negatywnym wynikiem. Portal Interia.pl informował o tym jako pierwszy. Powtórne badanie uczestnika cyklu Grand Prix nie decydowało o losach niedzielnego hitu inauguracyjnej kolejki PGE Ekstraligi. Nawet gdyby Martin Vaculik otrzymał pozytywny wynik testu, to spotkanie jego Moje Bermudy Stali z drużynowymi mistrzami kraju i tak by się odbyło. Do odwołania spotkania potrzebny byłby drużynie Stanisława Chomskiego jeszcze drugi zakażony z piątki najlepszych zawodników pod względem średniej biegopunktowej - Anders Thomsen, Markus Birkemose, Szymon Woźniak lub Bartosz Zmarzlik. Na stracie Martina Vaculika z pewnością ucierpiałaby jednak klasa niedzielnych zawodów. Moje Bermudy Stal Gorzów osłabiona brakiem Słowaka straciłaby większość szans na równą walkę z Fogo Unią Leszno. 30-latek to druga po Bartoszu Zmarzliku największa armata w arsenale Stanisława Chomskiego i od lat jeden z najlepszych zawodników PGE Ekstraligi. Podczas minionego sezonu wykręcił w barwach Falubazu Zielona Góra fenomenalną średnią 2,202 punktu na bieg (piątą w całej lidze). Klub Marka Grzyba wyciągnął tego gwiazdora ze składu lokalnego rywala w jednym celu - ma on pomóc w detronizacji Fogo Unii Leszno i zdobyciu pierwszego od lat mistrzostwa dla gorzowian. Gdyby drugi test na obecność koronawirusa dał pozytywny wynik, Vaculika w Gorzowie trzeba by albo zastąpić gościem z pierwszej ligi - Nicolaiem Klindtem, albo zastosować za niego zastępstwo zawodnika. O ile wizja dodatkowego startu Bartosza Zmarzlika mogłaby wydawać się kusząca, to trudno oczekiwać, by druga linia Stali dała zespołowi tyle oczek, co słowacki lider. Niejednoznaczne wyniki mogą okazać się prawdziwą plagą, która podczas otwierającego się właśnie sezonu znacznie nadszarpnie nerwy zawodników, działaczy, a także kibiców. Martin Vaculik nie był wcale pierwszym zawodnikiem, którego labolatorium trzymało w niepewności. Jak słyszymy, przed jednym ze sparingów niejednoznaczny wynik otrzymał także pewien obcokrajowiec występujący na co dzień w eWinner 1. lidze. Okazało się, że żużlowiec nie zapoznał się starannie z procedurą testowania i nie pojawił się na wymazie na czczo. Lekkomyślny sportowiec dopiero po jakimś czasie przyznał się, że przed badaniem najadł się do syta pizzy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź