W biegu szóstym starcia pomiędzy Betardem Spartą Wrocław a Eltrox Włókniarzem Częstochowa doszło do bardzo kontrowersyjnej sytuacji. Ostro w drugi wiraż wszedł od krawężnika Maciej Janowski, tym samym zmuszając Kacpra Worynę do odsunięcia się w kierunku środka toru i zmiany linii jazdy. Choć kontaktu pomiędzy zawodnikami nie było, to jednak wszyscy wiemy, że jest co najmniej kilku znanych w lidze żużlowców, którzy już dawno leżeliby na torze i oczekiwali wykluczenia rywala. Woryna postanowił jednak jechać dalej, ale musiał odjechać pod bandę, a tam jechał Przemysław Liszka. Junior Sparty upadł więc, a zatem kogoś trzeba było wyrzucić z powtórki. Po długich analizach padło na Worynę. Ta decyzja wzbudziła sporo dyskusji, ale może być też dowodem na to, że nie zawsze warto utrzymywać się na motocyklu. - Chciałem być fair - mówił wychowanek ROW-u Rybnik, przy okazji szeroko się uśmiechając. - Tę decyzję nazwałbym bezpieczną - dyplomatycznie określił to z kolei Krzysztof Cegielski. Zawodnik Eltrox Włókniarza poszedł pod prąd, jeśli chodzi o ogólnie zauważalny trend do upadania, gdy jest taka możliwość, postanawiając walczyć dalej. Co z tego miał? Wykluczenie z biegu. Zachowanie Woryny zostało niejako wymuszone bardzo szybkim i ostrym wejściem Janowskiego i to właśnie od lidera gospodarzy zaczęła się cała sytuacja. Najbardziej zastanawia to, co zrobiłby sędzia, gdyby to Woryna upadł. Prawdopodobnie także wykluczyłby jego. Ma być walka czy teatr? Od jakiegoś czasu kibice i żużlowi eksperci narzekają na dużą ilość teatralnych upadków, które ośmieszają nieco speedway i potrafią wypaczyć wyniki meczów, a przynajmniej biegów. Zarzuty o "aktorzenie" padały głównie w stronę braci Pawlickich czy Krystiana Pieszczka, którzy takich upadków mają naprawdę sporo. W przypadku Liszki nie można mówić o teatralnym położeniu motocykla, ale należy się zastanowić, czy przypadkiem właśnie nie ukarano Woryny, który chciał jechać po męsku i dokończyć rywalizację na torze, a nie w wieżyczce arbitra. Obróciło się to jednak przeciwko niemu i zapewne następnym razem dwa razy pomyśli, czy nie lepiej będzie się przewrócić. Sytuacja ze wspomnianego wyścigu jest oczywiście bardzo dyskusyjna i trudna do jednoznacznej oceny. Najlepiej byłoby powtórzyć bieg w czterech, ale oczywiście całe zajście wydarzyło się już poza pierwszym łukiem, więc takiej opcji nie było. Swoją drogą to kolejny przykład, pokazujący że może warto się nad tym pochylić, o czym mówią niektórzy eksperci. Jeśli szukać jednak winnego całej sytuacji, to bardziej niż Woryna wydaje się nim Janowski, który wchodząc pod przeciwnika, mocno ryzykował i musiał liczyć na jego uczciwość. Nie zawiódł się, ale owa uczciwość przyniosła Worynie same szkody.